Niskie bezrobocie w Polsce może być trwałe
Kategoria: Trendy gospodarcze
Prof. nauk ekonomicznych, honorowy prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego (PTE)
W gruncie rzeczy oznacza to, że w skali całego kraju każdy, kto chce pracować, pracę znajdzie, choć zważywszy na różnice regionalne, nie zawsze w rejonie zamieszkania.
Polska może zatem szczycić się pod tym względem spektakularnym sukcesem, tym bardziej, że niskiemu bezrobociu towarzyszy historycznie wysoka liczba osób pracujących, sięgająca w drugim kwartale 2023 r. prawie 17 mln. Jednocześnie z wielu analiz wynika, że tak korzystna sytuacja na rynku pracy może utrzymać się dłużej, przede wszystkim ze względu na wyraźnie dostrzegalne przejawy ożywienia gospodarczego.
Rekordowo niski poziom bezrobocia zaskakuje niektórych analityków, czy nawet wręcz dziwi, zwłaszcza że tak korzystna sytuacja ma miejsce w warunkach znacznego osłabienia wzrostu gospodarczego. Jednak w podejmowanych próbach wyjaśnienia tego fenomenu, najczęściej poprzez łączenie go z sytuacją demograficzną, w tym zmniejszającą się liczbą osób w wieku produkcyjnym, zazwyczaj pomija się podejmowane w polityce społeczno-gospodarczej działania na rzecz przeciwdziałania narastaniu nierówności społecznych. Tymczasem wiele wskazuje, że ukierunkowane regulacje – w tym dotyczące transferów socjalnych oraz podnoszenia płacy minimalnej – korzystnie wpływają na rynek pracy. W Polsce jaskrawo potwierdza to m.in. rosnąca liczba zatrudnionych kobiet. Dowodzą tego statystyki i raporty specjalistyczne (np. Raport pt. „Kobiety mają wybór”). Z analiz tych wynika, że rozwój świadczeń społecznych udzielanych rodzinom sprawił, że kobiety zyskały wolność wyboru i nie muszą już podejmować pracy niskopłatnej. Tym samym zyskały na rynku pracy silniejszą pozycję. W konsekwencji nie tylko zmalał poziom bezrobocia wśród kobiet, lecz także znacznie wzrosła ich aktywność zawodowa, osiągając najwyższy poziom w historii.
Nie oznacza to jednak, że ryzyko wzrostu bezrobocia zniknęło zupełnie. Tak korzystna sytuacja może w dłuższej perspektywie ulec zmianie. Ryzyko wystąpienia nierównowagi na rynku pracy wynika m.in. z gwałtowności przemian, jakie przynosi rewolucja cyfrowa i rozwój sztucznej inteligencji, ale także z nieodłącznych w gospodarce wolnorynkowej cyklicznych wahań koniunkturalnych. Trzeba się także liczyć z sygnalizowanym przez wielu badaczy ryzykiem sekularnej (czyli trwałej) stagnacji. O tym, czy tego typu zagrożenia się urzeczywistnią, przesądzi wiele czynników, w tym przede wszystkim jakość i kierunki polityki społeczno-gospodarczej, a zwłaszcza działania ukierunkowane na optymalizowanie wykorzystywania nowych technologii i na przeciwdziałanie stagnacyjnym trendom w gospodarce. To – w połączeniu z innymi czynnikami – warunkować będzie poziom bezrobocia w przyszłości.
Poziom zatrudnienia to jeden z kluczowych wskaźników kondycji gospodarki, ale też jakości polityki społeczno–gospodarczej. Wszak już starożytni mawiali, że bogactwo narodu od pracy zależy. Przy tym im niższy poziom bezrobocia, tym mniejsze ryzyko nasilania się rozmaitych złożonych, nierzadko bolesnych problemów społecznych. Niemożność znalezienia zatrudnienia jest bowiem szczególnie dramatycznym przejawem marnotrawienia i utraty najbardziej cennego dla społeczno-gospodarczego rozwoju kraju potencjału wytwórczego, czyli ludzkiej pracy. Są to zawsze straty niepowetowane, nieodwracalne, bo przecież każdy człowiek ma tylko jedno życie i żaden dzień się nie powtórzy, co tak pięknie uchwyciła Wisława Szymborska w wierszu „Nic dwa razy”.
Nieprzypadkowo też stopa bezrobocia (obok stopy inflacji) jest składnikiem, opracowanego w ubiegłym wieku przez amerykańskiego ekonomistę Arthura Okuna, wskaźnika ubóstwa (misery index). Indeks ten stanowi sumę stopy inflacji i bezrobocia. Ujmowany jest jako miara tego, jak powodzi się ludziom (im ten wskaźnik wyższy, tym gorzej). Indeks ten wyraża zarazem niezbywalne współzależności między inflacją a bezrobociem. Przeciwdziałanie bezrobociu bowiem wymaga działań na rzecz ekspansji ekonomicznej, sprzyjającej wzrostowi zatrudnienia i wynagrodzeń, co z kolei przekłada się na wzrost popytu, skutkującego wzrostem cen. W tym sensie wyboru między bezrobociem a inflacją nie można uniknąć.
Tym niemniej, zważywszy na rzeczone niepowetowane straty wynikające z bezrobocia, trudno nie zgodzić się z wywodami wybitnego ekonomisty Johna K. Galbraitha, przedstawionymi w dziś rzadko niestety przywoływanej publikacji z 1996 r. pt. „Godne społeczeństwo. Program troski o ludzkość”, gdzie inflacja postrzegana jest jako „mniejsze zło”. Jak twierdzi ekonomista: „Skoro wyboru między bezrobociem a inflacją nie można uniknąć, to należy mu stawić czoło. Godne społeczeństwo nie może skazywać części swojej ludności na bezczynność, niedolę i wyrzeczenia po to, by osiągnąć stabilność cen. Jeśli to konieczne, trzeba zaakceptować mniejsze zło, jakim są podwyżki cen. Nie jest to absolutnie argument na rzecz poważnej inflacji — ostrego spadku siły nabywczej pieniądza — lecz stopniowa ekspansja ekonomiczna, która skutecznie wciąga większość pracowników w szeregi zatrudnionych, oznacza nieuchronnie pewien zwyżkowy ruch cen. Tak właśnie, bez szkodliwych skutków, działo się w przeszłości. Tak samo będzie i w przyszłości. Jest to ze społecznego punktu widzenia lepsze niż stabilność osiągnięta przez wyniszczające skutki szeroko rozpowszechnionego, wymuszonego próżnowania”.
Zarazem Galbraith podkreśla, że: „Utrzymywanie bezrobocia na niskim poziomie jest konieczne; to cel, z którego nie można rezygnować./…/ W godnym społeczeństwie nie można akceptować ani wręcz domagać się stagnacji gospodarczej, ponieważ w rzeczywistości odzwierciedla ona skrywane preferencje wielu lepiej sytuowanych obywateli, którzy wolą ją od ryzyka inflacji lub stymulującego działania publicznego, towarzyszącego stabilnemu rozwojowi gospodarczemu czy zapewniającego ten rozwój”.
Warto dziś te kwestie ponownie dogłębnie przemyśleć.