Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Każdy noblista ma inną receptę

Nawet 17 laureatów Nagrody Nobla z ekonomii zebranych w jednym miejscu nie potrafiło przekonująco odpowiedzieć jak mamy wyjść z kryzysu. Padło kilka pomysłów, często sprzecznych i cząstkowych. Zdecydowanie łatwiej jest odpowiedzieć na pytanie skąd wziął się kryzys finansowy, dużo trudniej powiedzieć jak ten bałagan w światowej gospodarce posprzątać.
Każdy noblista ma inną receptę

Przyczyną obecnego kryzysu jest przejście od gospodarki wytwórczej do gospodarki usług - uważa prof. Joseph E. Stiglitz (CC BY-SA World Economic Forum)

Pulpit
Debata
Finanse publiczne
Każdy noblista ma inną receptę
Nawet 17 laureatów Nagrody Nobla z ekonomii zebranych w jednym miejscu nie potrafiło przekonująco odpowiedzieć jak mamy wyjść z kryzysu. Padło kilka pomysłów, często sprzecznych i cząstkowych. Zdecydowanie łatwiej jest odpowiedzieć na pytanie skąd wziął się kryzys finansowy, dużo trudniej powiedzieć jak ten bałagan w światowej gospodarce posprzątać.
To jest pogrzeb ekonomii – zażartował młody naukowiec z Londynu gdy w strugach deszczu zmierzaliśmy do uniwersytetu w szwajcarskim St. Gallen, a przy wejściu witali nas grający na rogach alpejskich górale. To tam odbyła się debata podsumowująca Czwarte Spotkanie w Lindau na temat nauk ekonomicznych (4th Lindau Meeting on Economic Sciences). Sam tytuł debaty: „Od kryzysu finansowego do kryzysu zadłużenia – Rynki finansowe, polityka pieniężna i dług publiczny” zwiastował, że nie dowiemy się niczego nowego. I faktycznie paneliści bardzo sprawnie mówili jak znaleźliśmy się w dzisiejszej sytuacji, ale nie byli w stanie doradzić jak ten bałagan posprzątać. Najwięcej odpowiedzi jeszcze w Lindau miał prof. Robert Mundell (noblista z 1999 roku). W wywiadzie przeprowadzonym przez organizatorów postulował aby Stany Zjednoczone obniżyły podatek od firm z 35 do 20 proc. Ich produkcja przemysłowa spadła bowiem do niebezpiecznie niskiego poziomu. Podatki od osób fizycznych też miałyby być obniżone. Cięcia Busha, przedłużone tylko czasowo przez Baracka Obamę trzeba zostawić na stale.
Tak prostych recept Mundell nie miał dla Europy. Tu trzeba najpierw zadbać o płynność w dużych krajach i wypłacalność w małych. Te drugie muszą także ponieść określone wyrzeczenia, aby przekonać Niemców, że są godne pomocy. Strefa euro musi mieć także lepsze mechanizmy fiskalne. Zacząć można od europejskiego ministra finansów, który mógłby wymuszać dyscyplinę na krajach członkowskich, skończyłoby się pewnie na europejskim rządzie. Bardziej nierealna była chyba tylko propozycja, którą Mundell przedstawił w czasie wykładu – dążenia do światowej waluty (pisaliśmy o tym: https://www.obserwatorfinansowy.pl/2011/08/27/waluta-prawie-swiatowa/). W metodach pomocy dla Stanów Zjednoczonych z Mundellem zgodził się prof. Edmund Phelps (noblista z 2006 roku). On także postuluje radykalną obniżkę podatków dla firm z abolicją włącznie. Phelps kładzie nacisk na innowacje. Liczy na to, że przy spadku obciążeń wielu młodych ludzi zdecyduje się otworzyć ryzykowne start-upy. W obecnej sytuacji tylko postęp technologiczny pozwoli nam wygenerować wzrost gospodarczy, który wydostanie nas ze spirali długów. Phelps radzi też zajęcie się drugą stroną rynku pracy i subsydiowanie niskopłatnych stanowisk. Chciałby także aby Stany Zjednoczone wróciły do kapitalizmu, od korporacjonizmu, który zapanował tam w ciągu ostatniej dekady. Podobna jest diagnoza profesora Josepha Stiglitza (noblisty z 2001 roku). Jego zdaniem dzisiejszy kryzys ma najgłębszą z możliwych przyczynę – przejście od gospodarki wytwórczej do gospodarki usług. Nowe branże dopiero się tworzą, stare już okazują się pułapką. Tak jak Phelps chce więc subsydiować miejsca pracy w upadających sektorach. Nie wierzy jednak w to, że rynek może zadbać o wzrost gospodarczy. „Niewidzialna ręka rynku jest niewidzialna dlatego, że jej nie ma” – mówił Stiglitz i dodawał „żaden rząd nie tracił nigdy pieniędzy na taką skalę jak amerykański system finansowy”.
Te dwa bon-moty zawstydziły radykalizmem nawet nielicznych alterglobalistów, którzy w Lindau rozwiesili kilka transparentów. Stiglitz nadzieję widzi tylko w rządzie. W Stanach Zjednoczonych powinien on wydawać jeszcze więcej na duże projekty infrastrukturalne. Przy stopie procentowej wynoszącej od 0 do 0,25 proc. i dużym bezrobociu grzechem byłoby nie pozaciągać nowych kredytów, aby zbudować drogi, szkoły i szpitale, zatrudniając przy tym wielu ludzi. W Europie silny rząd musi dopiero powstać, ale wspólna polityka fiskalna i euroobligacje mogą być do tego drogą. Zanim to się jednak stanie czekają nas niewesołe czasy. „Niemal na pewno dojdzie do bankructw w Europie” – zawyrokował Edward C. Prescott (noblista z 2004 roku). „Grecji powinno się pozwolić upaść. Powinni spłacić te długi, które mogli i nie płacić innych” – stwierdził Robert J. Aumann (noblista z 2005 roku). „Inwestycje w Grecji powinny być kontynuowane, ale nie przez rząd. Pieniądze wpłacone rządowi niekoniecznie przekładają się na działalność produkcyjną” – wyjaśniał Aumann. Mówił więc zupełnie co innego niż Stiglitz. W ogóle można było odnieść wrażenie, że od czasu upadku Lehman Brothers nobliści pozostali na swoich pozycjach. Ci którzy byli za rynkiem obwiniają za wszystko nieodpowiedzialnych polityków, ci którzy akcentowali słabości rynku krytykują chciwość spekulantów. Paradoksalnie najciekawsze dyskusje toczyły się w namiocie z cateringiem. To tam przedstawiciele niemieckiego biznesu przyznawali, że chcą aby ich kraj wyszedł ze strefy euro. Do obozu popierającego ten pomysł na czele z FDP dołączył zresztą w Lindau prezydent Niemiec Christian Wulff, który sprzeciwił się płaceniu przez jego kraj kolejnych słonych rachunków (pisaliśmy o tym:https://www.obserwatorfinansowy.pl/2011/08/24/lepsze-bankructwo-czy-ratowanie-strefy-euro ). Wulff zadał bardzo celne pytanie: skoro państwa ratowały banki, a teraz społeczność międzynarodowa ratuje państwa, to kto uratuje tych ratujących? Wszystko wskazuje na to, że to jest pytanie, z którym będą się mierzyć nobliści z ekonomii w sierpniu 2014 roku, podczas piątego spotkania w Lindau.
Marek Pielach

To jest pogrzeb ekonomii – zażartował młody naukowiec z Londynu gdy w strugach deszczu zmierzaliśmy do uniwersytetu w szwajcarskim St. Gallen, a przy wejściu witali nas grający na rogach alpejskich górale. To tam odbyła się debata podsumowująca Czwarte Spotkanie w Lindau na temat nauk ekonomicznych (4th Lindau Meeting on Economic Sciences). Sam tytuł debaty: „Od kryzysu finansowego do kryzysu zadłużenia – Rynki finansowe, polityka pieniężna i dług publiczny” zwiastował, że nie dowiemy się niczego nowego. I faktycznie paneliści bardzo sprawnie mówili jak znaleźliśmy się w dzisiejszej sytuacji, ale nie byli w stanie doradzić jak ten bałagan posprzątać. Najwięcej odpowiedzi jeszcze w Lindau miał prof. Robert Mundell (noblista z 1999 roku). W wywiadzie przeprowadzonym przez organizatorów postulował aby Stany Zjednoczone obniżyły podatek od firm z 35 do 20 proc. Ich produkcja przemysłowa spadła bowiem do niebezpiecznie niskiego poziomu. Podatki od osób fizycznych też miałyby być obniżone. Cięcia Busha, przedłużone tylko czasowo przez Baracka Obamę trzeba zostawić na stale.

Tak prostych recept Mundell nie miał dla Europy. Tu trzeba najpierw zadbać o płynność w dużych krajach i wypłacalność w małych. Te drugie muszą także ponieść określone wyrzeczenia, aby przekonać Niemców, że są godne pomocy. Strefa euro musi mieć także lepsze mechanizmy fiskalne. Zacząć można od europejskiego ministra finansów, który mógłby wymuszać dyscyplinę na krajach członkowskich, skończyłoby się pewnie na europejskim rządzie. Bardziej nierealna była chyba tylko propozycja, którą Mundell przedstawił w czasie wykładu – dążenia do światowej waluty (tekst o tym tutaj). W metodach pomocy dla Stanów Zjednoczonych z Mundellem zgodził się prof. Edmund Phelps (noblista z 2006 roku). On także postuluje radykalną obniżkę podatków dla firm z abolicją włącznie. Phelps kładzie nacisk na innowacje. Liczy na to, że przy spadku obciążeń wielu młodych ludzi zdecyduje się otworzyć ryzykowne start-upy. W obecnej sytuacji tylko postęp technologiczny pozwoli nam wygenerować wzrost gospodarczy, który wydostanie nas ze spirali długów. Phelps radzi też zajęcie się drugą stroną rynku pracy i subsydiowanie niskopłatnych stanowisk. Chciałby także aby Stany Zjednoczone wróciły do kapitalizmu, od korporacjonizmu, który zapanował tam w ciągu ostatniej dekady. Podobna jest diagnoza profesora Josepha Stiglitza (noblisty z 2001 roku). Jego zdaniem dzisiejszy kryzys ma najgłębszą z możliwych przyczynę – przejście od gospodarki wytwórczej do gospodarki usług. Nowe branże dopiero się tworzą, stare już okazują się pułapką. Tak jak Phelps chce więc subsydiować miejsca pracy w upadających sektorach. Nie wierzy jednak w to, że rynek może zadbać o wzrost gospodarczy. „Niewidzialna ręka rynku jest niewidzialna dlatego, że jej nie ma” – mówił Stiglitz i dodawał „żaden rząd nie tracił nigdy pieniędzy na taką skalę jak amerykański system finansowy”.

Te dwa bon-moty zawstydziły radykalizmem nawet nielicznych alterglobalistów, którzy w Lindau rozwiesili kilka transparentów. Stiglitz nadzieję widzi tylko w rządzie. W Stanach Zjednoczonych powinien on wydawać jeszcze więcej na duże projekty infrastrukturalne. Przy stopie procentowej wynoszącej od 0 do 0,25 proc. i dużym bezrobociu grzechem byłoby nie pozaciągać nowych kredytów, aby zbudować drogi, szkoły i szpitale, zatrudniając przy tym wielu ludzi. W Europie silny rząd musi dopiero powstać, ale wspólna polityka fiskalna i euroobligacje mogą być do tego drogą. Zanim to się jednak stanie czekają nas niewesołe czasy. „Niemal na pewno dojdzie do bankructw w Europie” – zawyrokował Edward C. Prescott (noblista z 2004 roku). „Grecji powinno się pozwolić upaść. Powinni spłacić te długi, które mogli i nie płacić innych” – stwierdził Robert J. Aumann (noblista z 2005 roku). „Inwestycje w Grecji powinny być kontynuowane, ale nie przez rząd. Pieniądze wpłacone rządowi niekoniecznie przekładają się na działalność produkcyjną” – wyjaśniał Aumann. Mówił więc zupełnie co innego niż Stiglitz. W ogóle można było odnieść wrażenie, że od czasu upadku Lehman Brothers nobliści pozostali na swoich pozycjach. Ci którzy byli za rynkiem obwiniają za wszystko nieodpowiedzialnych polityków, ci którzy akcentowali słabości rynku krytykują chciwość spekulantów. Paradoksalnie najciekawsze dyskusje toczyły się w namiocie z cateringiem. To tam przedstawiciele niemieckiego biznesu przyznawali, że chcą aby ich kraj wyszedł ze strefy euro. Do obozu popierającego ten pomysł na czele z FDP dołączył zresztą w Lindau prezydent Niemiec Christian Wulff, który sprzeciwił się płaceniu przez jego kraj kolejnych słonych rachunków (więcej na ten temat: Lepsze bankructwo, czy ratowanie strefy euro). Wulff zadał bardzo celne pytanie: skoro państwa ratowały banki, a teraz społeczność międzynarodowa ratuje państwa, to kto uratuje tych ratujących? Wszystko wskazuje na to, że to jest pytanie, z którym będą się mierzyć nobliści z ekonomii w sierpniu 2014 roku, podczas piątego spotkania w Lindau.

Przyczyną obecnego kryzysu jest przejście od gospodarki wytwórczej do gospodarki usług - uważa prof. Joseph E. Stiglitz (CC BY-SA World Economic Forum)

Otwarta licencja


Tagi