Grzegorz Górski: Trwa walka o zmianę charakteru Europy

Świadomość weta w Radzie Europejskiej i tego, że nawet najmniejszy kraj musi być uwzględniony w procesie decyzyjnym, wymusza konsensualność. Jeżeli z tego zrezygnujemy, to zostanie nam wyłącznie dyktat tak czy inaczej skonstruowanej większości – uważa prof. Grzegorz Górski z Akademii Jagiellońskiej w Toruniu. Rozmowa przeprowadzona 9 października 2023 podczas konferencji „Unia Europejska w świetle propozycji zmiany Traktatów. Konsekwencje prawne i gospodarcze dla Polski”.

„Obserwator Finansowy”: Wiele uwagi poświęca się zmianom w traktatach Unii Europejskiej. Mamy 267 propozycji dotyczących samego fundamentu działania UE. Jak daleko idą te zmiany?

Prof. Grzegorz Górski: To jest bomba atomowa, bo pobieżna analiza tej propozycji sprowadza się do tego, że nie mamy już znanej nam Unii, do której przystępowaliśmy. W to miejsce pojawia się scentralizowane superpaństwo, w którym nie ma miejsca na niepodległą i suwerenną Polskę. Tylko tak można zinterpretować to co jest zapisane w tej propozycji.

Jakie zmiany dotyczą obszaru gospodarki?

Zmiany mają wielowymiarowy charakter poczynając od zadekretowania, że od dnia wejścia w życie tego dokumentu jedyną walutą, która jest akceptowana w nowej Unii jest euro. I od tego nie ma żadnego odstępstwa.

Jest też szereg innych elementów, które budzą najwyższy niepokój, m.in. wprowadzenie instytucji sekretarza Egzekutywy (tak się ma nazywać nowa instytucja zarządzającą Unią) czyli sekretarza do spraw zarządzania gospodarką Unii. Oznacza to przejęcie przez Egzekutywę i przez tegoż sekretarza, wyłącznej odpowiedzialności za realizowanie celów i polityk Unii. A podstawowym dokumentem, który ma determinować cele ekonomiczne jest protokół, który ma zostać przyjęty już po podpisaniu traktatu, protokół dotyczącego postępu społecznego, to oficjalna nazwa. Co to jest postęp społeczny? Definiowanie to ma być zwykłą większością głosów Parlamentu Europejskiego.

Dodatkowym bardzo niebezpiecznym elementem, patrząc z perspektywy naszych doświadczeń w ostatnich latach, kiedy stawiamy czoła największemu od kilkudziesięciu lat zagrożeniu dla Europy, czyli agresji rosyjskiej, jest pełne podporządkowanie polityki obronnej, w tym zakupów zbrojeniowych scentralizowanej władzy Unii Europejskiej. To zatem nie kraj stojący w obliczu zagrożenia i wyzwania będzie samodzielnie podejmował decyzje w tym zakresie, tylko za niego będzie ktoś decydował. A ta decyzja nie dość, że może być nieadekwatna do potrzeb, to jeszcze będzie w interesie tych, którzy ten sprzęt wojenny mają produkować w Europie.

Ale armia europejska, była też postulatem konserwatystów, tu też są jakieś efekt synergii. Czy to jednoznacznie zły pomysł?

To wszystko zależy oczywiście. Ale proszę pamiętać, że my dysponujemy taką organizacją – Unią Zachodnioeuropejską jako europejską częścią NATO, która powinna te zadania wykonywać. Tak naprawdę dzisiaj nie mamy dobrze pracującej Unii Zachodnioeuropejskiej, bo jest ona bojkotowana i destabilizowana przez Niemcy i Francję w imię ich partykularnych interesów. Ale także nie mamy żadnej wspólnej polityki obronnej, dlatego że jedynym motywem, dla którego oba te kraje chciały te instalacje przeprowadzić, było ratowanie własnego przemysłu obronnego, który nie wytrzymuje już konkurencji z producentami amerykańskimi i koreańskimi, którzy potrafią wytworzyć sprzęt o wiele lepszy, o wiele bardziej nowoczesny. Mamy zatem do czynienia z pewną próbą zamazania rzeczywistych intencji pod pozorem przeciwstawiania się potencjalnym zagrożeniom.

Także to na szczeblu Unii Europejskiej mają także zapadać decyzje dotyczące rynku pracy. Może zatem się okazać, że potrzeby rynku pracy czy to hiszpańskiego, czy greckiego, czy włoskiego będą decydującym elementem, wpływającym na to, jakie gałęzie przemysłu lub obszary ekonomiczne mogą być w Polsce akceptowane i utrzymywane przez Unię. Bo np. z punktu widzenia poprawienia sytuacji na rzekomo wspólnym rynku zatrudnienia trzeba będzie alokować określone nakłady i firmy tam, gdzie te potrzeby są większe. I to będzie decyzja podejmowana właśnie przez tegoż pana sekretarza do spraw zarządzania gospodarką, który ma specjalny status.

Unia ma też uzyskać prawo do nakładania podatków bezpośrednich. To ona dla realizacji swoich postępowych celów i polityk, które ten postęp mają zapewnić, będzie decydowała o tym, jakie podatki pobierać i w jakim kraju. I one wcale nie muszą być równe. Wspólna polityka, nazwijmy to podatkowa, to także rozluźnienie sposobu decydowania przez Brukselę w sprawach budżetu unijnego i przydziału tych pieniędzy.

To jest także w końcu uprawnienie do zaciągania długu na koszt wszystkich, a więc także nas, ale bez naszego udziału i bez naszej zgody, bo o wszystkim decyduje 50 proc. mieszkańców Unii, tak naprawdę, a te 50 proc. to jest osiągalne prawie na poziomie kilku krajów – np. Niemiec, Francji, Austrii, Holandii i Belgii. To jest już ponad 190 mln, a do tego potrzeba ledwie 25 milionów, które komuś uda się przeciągnąć na swoja stronę.

Strefa euro tkwi jednak w kilkunastoletnim kryzysie i to nieoptymalny obszar walutowy, bo brak mu wspólnej polityki fiskalnej. Mamy więc propozycję wspólnej polityki fiskalnej i to eurosceptycy też krytykują. Czy to nie sprzeczność?

To zależy cui bono (łac. Na czyją korzyść). My nie rozmawiamy dzisiaj teoretycznie, bo rozmawiamy opierając się na liczbach. Można sprawdzić, komu euro przyniosło efekty przez 20 lat, a komu nie tylko nie przyniosło, a kogo wręcz zabiło. Wystarczy popatrzeć na sytuację Włoch, które są krajem w największym stopniu obciążonym skutkami tego, jak jest kształtowana waluta euro ażeby nie mieć wątpliwości, że to nie jest klub gentelmanów, w którym wszyscy grają do jednej bramki. Dzisiaj poza Włochami zaczyna te ciężkie konsekwencje ponosić też Francja, która kiedyś się na tym żywiła, a teraz ewidentnie także musi żywić Niemcy. Nie ulega wątpliwości, że skorzystali na tym Holendrzy, skorzystali trochę Austriacy, ale tak naprawdę jedynym beneficjentem są Niemcy, bo podejmowali decyzje, jakie będą warunki funkcjonowania strefy euro, i to wyłącznie z myślą o swoim własnym interesie.

Spotkałem się z opinią, że polityka monetarna EBC w zasadzie nie służy nikomu, Pan twierdzi, że bardzo służy Niemcom, ale przecież inflacja w Niemczech nie jest do końca zgaszona. Europejski Bank Centralny kupuje jednak obligacje, żeby zadłużone kraje Południa zostały w ogóle na rynku, więc może na tym polega kryzys strefy euro, że ona nie służy nikomu?

Oczywiście, że dzisiaj już nie służy nikomu. To widać choćby po losach obligacji, które się nazywają NextGenerationEU. Niemcom to też już przestaje służyć, ale głównie dlatego, że przemysł niemiecki wszedł dzisiaj w fazę bardzo niekorzystnych konsekwencji różnych decyzji, które podejmowane były przez władze Niemiec z dużą dozą naiwności, z takim absolutnym przekonaniem, że oni są nieomylni i to na pewno będzie działało w ich interesie. Okazuje się zatem, że nie, bo nastąpiły okoliczności, których nie byli w stanie przewidzieć. Taką okolicznością były zasadnicze zmiany dotyczące warunków pozyskiwania surowców energetycznych, tanich surowców, które miały służyć gospodarce niemieckiej i poprawić konkurencyjność produktów niemieckich.

Dzisiaj konsekwencja tego absurdalnego założenia, wywrócenie do góry nogami całego rynku energetycznego ponosi jeden z trzech głównych filarów przemysłu niemieckiego, czyli przemysł chemiczny, uciekający z Niemiec i lokujący się tam, gdzie rzeczywiście ma szansę na dostęp do tanich surowców. Dotyczy to też przemysłu motoryzacyjnego, który nie nadążał za postępem technologicznym. Jeśli chodzi o rozwój motoryzacji elektrycznej Niemcy zostali daleko w tyle za Amerykanami, za Chińczykami i ponoszą tu olbrzymie straty.

Jaka jest przyczyna tych zmian? Ja myślę, że jest jakiś problem z decyzyjności w Unii. Widzieliśmy w lutym 2022 r. że Węgry przyjęły zupełnie inną postawę niż reszta Wspólnoty i to paraliżowało decyzje UE. Czy faktycznie każdy kraj, niezależnie od jego liczebności, powinien mieć weto, czy można jednak pomyśleć nad mechanizmami większościowym?

Weto jest instrumentem, który służy konsensualności. Dlatego, że świadomość tego, że nawet najmniejszy kraj musi być uwzględnione w procesie decyzyjnym, wymusza konsensualność. To wymusza dążenie do tego, że przy podejmowaniu liczyć się z każdym i nie można pominąć interesu żadnego kraju. Jeżeli z tego zrezygnujemy, to zostanie nam wyłącznie dyktat tak czy inaczej konstruowanej większości, ale przy tym potencjale ludnościowym i gospodarczym zawsze większości niemieckiej. Nie da się tego w żaden sposób ominąć i nie da się skonstruować żadnej większości przeciwko Niemcom. Tak jest skonstruowany ten model.

To może my się nie mamy czym martwić? Skoro maluje Pan zmiany Traktatów w tak czarnych barwach, to kto poza Niemcami, Francją i może Beneluksem to poprze?

Te procedury zostały tak skonstruowane, że w zasadzie można ominąć Traktaty żeby zmienić Traktaty. To jest cała ciekawość tej sytuacji.

Ale weto rządu w Radzie Europejskiej zostaje?

Nie do końca, dlatego że pomysły na ominięcie możliwości oporu takich krajów jak Polska, być może także innych, są już przygotowane. Mieliśmy już podobną sytuację z traktatem konstytucyjnym. Kiedy to głosowano w referendach aprobatę dla traktatu. Choć opór był duży, to nawet po vecie społeczeństwa holenderskiego sytuacja nie była jeszcze przesądzona, bo czekano na decyzję Francji. Dopiero jak tam w głosowaniu powiedziano nie traktatowi, to zrezygnowano z dalszego procedowania. Te referenda były do skutku.

To jak tłumaczyć fakt, że 5 z 7 frakcji w Parlamencie Europejskim te reformy popiera?

W preambule tej zmiany napisano, że podstawą ideową tej zmiany jest Manifest z Ventotene pana Spinellego, czyli włoskiego bolszewika spod znaku Trockiego. I ta większość dzisiaj kieruje się tym samym sposobem myślenia. W miejsce Deklaracji Schumana i deklaracji Ojców Założycieli, wpisali Spinellego. Tam jest walka o nowy porządek, o zmianę charakteru Europy, walka o scentralizowane państwo i walka o to, ażeby jakieś światłe warstwy przywódcze decydowały o tym, że zmiany, które się wprowadza w życie są w interesie tego nieoświeconego ludu. Więc trzeba je sposobem wprowadzić, żeby uszczęśliwić Europejczyków.

Rozmowa przeprowadzona 9 października 2023 r. podczas konferencji „Unia Europejska w świetle propozycji zmiany Traktatów. Konsekwencje prawne i gospodarcze dla Polski”.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Gospodarka, polityka klimatyczna i tanie źródła energii

Kategoria: Trendy gospodarcze
Pierwszym problemem dla gospodarki niemieckiej jest brak tanich surowców. Drugim jest polityka klimatyczna, gdyż staje się coraz bardziej ambitna i w zasadzie – co sygnalizują niemieccy przedsiębiorcy – niemożliwa do zrealizowania w tej obecnej postaci – mówi prof. dr hab. Tomasz Grzegorz Grosse, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego.
Gospodarka, polityka klimatyczna i tanie źródła energii