(©Envato)
Pozycję PKB po raz pierwszy i na poważnie naruszył kryzys finansowy 2008 roku. Wtedy wyszło na jaw, że w krajach teoretycznie rozwiniętych i zamożnych problemem są nierówności dochodowe.
Okazało się, że koncentracja bogactwa w rękach nielicznych osób i państw ma się nijak do sytuacji większości obywateli. Ani wzrost ani wysokość PKB per capita nie obrazują, jak tworzona w gospodarce wartość jest dzielona oraz jakie efekty zewnętrzne generuje. A tym bardziej, w jaki sposób wzrost produkcji dóbr i usług przyczynia się do dobrobytu kolejnych pokoleń.
Ma to szczególne znaczenie w sytuacji, gdy PKB zawyża poziom rozwoju państw bogatych w wyczerpujące się surowce naturalne. Państwa te charakteryzują się dużymi nierównościami społecznymi.
USA mają np. najwyższą na świecie, średnią konsumpcję na osobę (według parytetu siły nabywczej) i wysokie wydatki na badania i rozwój, ale też wysokie nierówności dochodowe mierzone współczynnikiem Giniego. To właśnie trudności ze zrównoważeniem różnych aspektów rozwoju społeczno-gospodarczego są przyczyną rosnących protestów społecznych.
Paradoksy PKB
PKB zawyżane też jest przez poziom rozwoju rajów podatkowych. Przepływy kapitału przez Luksemburg, Holandię czy Irlandię sztucznie podnoszą wartość dóbr i usług, ale w niewielkim stopniu przyczyniają się do wyższego dobrobytu społecznego. Dotyczy to też takich enklaw podatkowych, jak Singapur, Hongkong czy Makau. I odwrotnie, metodologia PKB nie uwzględnia np. wzrostu dobrobytu uzyskiwanego dzięki ekonomii współdzielenia, wolontariatowi, czy pracy w domu.
Już w 1959 r. amerykański ekonomista Moses Abramovitz zgłaszał wątpliwości co do roli PKB w mierzeniu dobrobytu społeczeństwa. Stwierdził, że: „musimy być bardzo ostrożni wobec poglądu, że długoterminowe zmiany w tempie wzrostu dobrobytu mogą być mierzone nawet w przybliżeniu na podstawie zmian w tempie wzrostu produkcji”.
PKB mierzą wszystko oprócz tego, co nadaje sens naszemu życiu.
Później wtórował mu kandydat na prezydenta Robert Kennedy: „PKB uwzględnia koszty systemów ochrony instalowanych do strzeżenia naszych domów oraz zabezpieczenia więzień, w których przetrzymujemy przestępców włamujących się do naszych mieszkań. Do wzrostu PKB przyczynia się niszczenie lasów sekwoi, na miejscu których powstają rozrastające się chaotycznie miasta. Jego wskaźniki poprawia produkcja napalmu, broni nuklearnej i pojazdów opancerzonych, używanych przez policję do tłumienia zamieszek na ulicach. Jednocześnie wskaźniki PKB nie odnotowują stanu zdrowia naszych dzieci, poziomu naszego wykształcenia ani radości, jaką czerpiemy z naszych zabaw. (…) Milczą na temat poświęcenia i oddania dla naszego kraju. Jednym słowem, wskaźniki PKB mierzą wszystko oprócz tego, co nadaje sens naszemu życiu.”
Społeczne alternatywy wskaźnika
Co do tego, że PKB nie pokazuje poziomu dobrobytu społecznego, zgodziło się pod koniec wieku wielu ekonomistów. Dlatego w 1990 r. Organizacja Narodów Zjednoczonych wprowadziła Human Development Index (Wskaźnik Rozwoju Społecznego, HDI) „aby podkreślić, że to ludzie i ich możliwości powinny być ostatecznym kryterium oceny rozwoju kraju, a nie tylko wzrost gospodarczy”.
HDI można wykorzystać do kwestionowania wyborów polityki, pytając, w jaki sposób dwa kraje o tym samym poziomie PKB na mieszkańca mogą osiągnąć różne wyniki w zakresie rozwoju społecznego. Te kontrasty mogą być podstawą debaty o priorytetach rządu. Wskaźnik rozwoju społecznego to miara średnich osiągnięć rozwoju człowieka: długiego i zdrowego życia, edukacji i wiedzy oraz przyzwoitego standardu życia.
Wymiar zdrowotny ocenia się na podstawie oczekiwanej długości życia w chwili urodzenia, wymiar edukacji mierzy się średnią lat nauki dla dorosłych w wieku 25 lat i więcej oraz przewidywaną liczbą lat nauki dla dzieci w wieku szkolnym. Wymiar poziomu życia mierzony jest dochodem narodowym brutto na mieszkańca.
Jak podkreślają autorzy HDI upraszcza i oddaje tylko część tego, co pociąga za sobą rozwój społeczeństwa. Nie odzwierciedla nierówności, ubóstwa, bezpieczeństwa, upodmiotowienia itp. Podobne ograniczenia ma przygotowywany przez Bank Światowy Human Capital Index, który koncentruje się wyłącznie na określaniu ilościowego wkładu zdrowia i edukacji w produktywność następnego pokolenia. Państwa mogą go wykorzystać do oceny, ile dochodu tracą z powodu luk w kapitale ludzkim i o ile szybciej mogą zamienić te straty w zyski, jeśli wprowadzą działania naprawcze. Ale na tym kończy się jego przydatność.
Więcej wymiarów rozwoju społecznego państw próbuje uwzględniać od 2014 r. waszyngtoński think tank Social Progress Index czy Better Life Index OECD. Ten pierwszy ma „na nowo zdefiniować sukces społeczeństw”. Na indeks, przypominający nieco hierarchię potrzeb w piramidzie Maslowa, składają się trzy obszary: podstawowe potrzeby ludzkie (czy ludzie mają co jeść, gdzie mieszkać, czy mają dostęp do czystej wody, podstawowej opieki zdrowotnej, czy czują się bezpiecznie), podstawy dobrobytu (poziom i dostęp do edukacji, informacji, długość oraz jakość życia, zrównoważone zużywanie zasobów) oraz szanse (zabezpieczenie powszechnych praw i wolności obywatelskich, dostęp do zaawansowanej edukacji). Ale autorzy zaznaczają, że indeks ma wyłącznie charakter pomocniczy dla innych, stricte gospodarczych miar rozwoju.
Bardziej rozbudowany o kwestie społeczne jest indeks OECD, który bierze pod uwagę 11 kryteriów w obszarach materialnych warunków i jakości życia, m.in. bezpieczeństwo, poziom szczęścia czy równowagę między życiem zawodowym a prywatnym, jakość środowiska, a w dodatku może być kształtowany poprzez indywidualne nadawanie wagi wszystkim poszczególnym zmiennym. Wciąż jednak nikt nie traktuje go jako poważnej alternatywy dla PKB.
Problemem ze stosowaniem tych i innych wskaźników jako obiektywnych mierników rozwoju państw jest przede wszystkich wiarygodność, dostępność i porównywalność poszczególnych danych oraz ich obiektywny wpływ na rozwój. Na przykład oczekiwana długość życia może się w danym kraju wydłużać, ale jeśli nie będzie za tym szła poprawa jakości służby zdrowia, to de facto poziom jakości zdrowia i życia mieszkańców nie będzie lepszy. Poza tym skupianie się na poprawie jednego kryterium może skutkować pogorszeniem się drugiego (np. rozwój infrastruktury może skutkować gorszą jakością powietrza).
PKB a zrównoważony rozwój
Coraz więcej ekonomistów, z noblistą Josephem Stiglitzem na czele, podkreśla, że mimo trudności interpretacyjnych kwestie społeczne oraz środowiskowe i tak muszą stać się kluczowe w ocenie rozwoju. A wzrost gospodarczy sprzyjający gospodarce linearnej jest przeszkodą w osiągnięciu rozwoju określanego jako zrównoważony czy odpowiedzialny. Po kryzysie 2008 r. powołana przez Nicolasa Sarkozy’ego Komisja ds. Pomiaru Wydajności Ekonomicznej i Postępu Społecznego, ze Stiglitzem na czele, wydała raport „Mismeasuring Our Lives: Why GDP Doesn’t Add Up” („Błąd pomiaru. Dlaczego PKB nie wystarcza? ” – tłum. autorki).
W 2018 r., na konferencji OECD ds. statystyki, wiedzy i polityk, opublikowany został raport „Beyond GDP: Measuring What Counts for Economic and Social Performance” (PKB i co dalej? Jak mierzyć to, co istotne dla wyników ekonomicznych i społecznych – tłum. autorki), którego autorzy pogłębili problem nierówności i zrównoważonego rozwoju. Pokazują, w jaki sposób mylące wskaźniki doprowadziły do obrania przez państwa niewłaściwych strategii w wielu obszarach.
Konsekwencją kryzysu może być wzrost nierówności między państwami, jak i wewnątrz państw.
Te „niewłaściwe strategie” obnażył szczególnie kryzys związany ze zmianami klimatu oraz obecny, wywołany przez pandemię. Analizy skutków kryzysu związanego z COVID-19 koncentrują się na wpływie pandemii na zmianę PKB, a nie na aspektach związanych ze zrównoważonym rozwojem. Tymczasem konsekwencją najnowszego kryzysu może być wzrost nierówności zarówno na poziomie rozwoju między państwami rozwiniętymi a rozwijającymi się, jak i wewnątrz państw. Także w dochodach kobiet i mężczyzn. Może nastąpić ożywienie, ale bez poprawy na rynku pracy (jobless recovery), co już miało miejsce po kryzysie w 2008-2009. Część stanowisk zastępuje automatyzacja lub offshoring, a technologie cyfrowe i tarcze antykryzysowe ułatwiają zwolnienia. Odbicie PKB może więc nie mieć odzwierciedlenia w dobrobycie, a wręcz przeciwnie, może pogłębić nierówności.
Kolejnym czynnikiem zrównoważonego rozwoju, nieuwzględnianym przez PKB, są zmiany klimatu. Tymczasem ich skutki mogą w perspektywie kilkudziesięciu lat doprowadzić do znaczącego pogorszenia jakości życia w większości krajów. Z tego powodu włączanie kontroli emisji gazów cieplarnianych jako elementu oceny stanu rozwoju państw jest konieczne. Zwłaszcza że tworzenie PKB nie musi wiązać się ze zwiększaniem emisji CO2, a wiele krajów (np. Singapur, Szwecja czy Dania) w przeliczeniu na jednostkę PKB potrafi ją zredukować.
Polski indeks rozwoju
Włączenia emisyjności do miary rozwoju państw podjął się Polski Instytut Ekonomiczny, który w tym roku opublikował drugą już edycję Indeksu Odpowiedzialnego Rozwoju (IOR). Indeks obejmuje 153 państwa i uwzględnia cztery filary: obecny dobrobyt (wskaźnik konsumpcji skorygowany o współczynnik Giniego), kreację przyszłego dobrobytu (wydatki na badania i rozwój oraz edukację), czynniki pozapłacowe (bezpieczeństwo, długość życia, zanieczyszczenie środowiska) i – od tego roku – odpowiedzialność za klimat. Jest liczona poziomem emisji CO2 na jednostkę wytwarzanego PKB oraz skalą jej redukcji w stosunku do 1998 roku (rok po podpisaniu protokołu z Kioto).
Według IOR liderami odpowiedzialnego rozwoju są kraje skandynawskie: Szwecja, Dania i Norwegia, co ma wynikać z osiąganej przez nie równowagi między gospodarczym, społecznym i ekologicznym wymiarem rozwoju. Kraje te dominują zwłaszcza w trzecim wymiarze indeksu, czyli w czynnikach pozapłacowych. Są też światowymi liderami w wydatkach publicznych na edukację oraz badania i rozwój. Mają rozwinięte systemy pomocy społecznej i dobrej jakości usługi publiczne. Jak twierdzą autorzy rankingu kraje skandynawskie oraz Finlandia są dowodem na to, że ograniczanie nierówności nie musi się odbywać kosztem ograniczania bogactwa czy rozwoju ekonomicznego.
Pierwsza trzydziestka rankingu jest zdominowana przez państwa europejskie. Polska zajmuje w nim wyższą pozycję niż w rankingu PKB na osobę. Do obszarów podnoszących naszą pozycję należą m.in. niskie nierówności dochodowe oraz wysoki poziom bezpieczeństwa wewnętrznego. Dalsza poprawa pozycji naszego kraju wymagałaby przede wszystkim zwiększenia nakładów na badania i rozwój, znaczącego ograniczenia zanieczyszczenia powietrza oraz działań na rzez poprawy stanu zdrowia obywateli. Słabością jest wysoki poziom emisji CO2, mimo że tempo redukcji emisyjności polskiej gospodarki w ostatnich 20 latach było relatywnie szybkie.
Rola IOR oraz innych, alternatywnych do PKB wskaźników w przyszłej ocenie rozwoju i konkurencyjności państw zależy od tego, na ile wiarygodne będą dane pozwalające na ich konstrukcję oraz jak wiele instytucji zostanie przekonanych do ich stosowania w analizach.
Za PKB przemawia prostota, powszechność i przejrzystość danych oraz długi okres stosowania.
Na razie, przy podejmowaniu decyzji politycznych, za odnoszeniem się do PKB przemawiała prostota, powszechność i przejrzystość danych wyjściowych oraz długi okres stosowania i ewaluacji. Jeśli jednak uznamy, że wskaźniki gospodarcze to przed wszystkim ważne narzędzie diagnostyczne, pozwalające identyfikować problemy, zanim wymkną się spod kontroli, oraz wybierać odpowiednie narzędzia do ich rozwiązania, to PKB już dawno stracił wiarygodność jako punkt odniesienia.
Jak twierdzi Stiglitz: „Jeśli naprawdę stawiamy ludzi na pierwszym miejscu, musimy najpierw dowiedzieć się, co jest dla nich ważne, co poprawia ich dobrobyt i jak możemy to zapewnić. Projekt ulepszania wskaźników gospodarczych będzie jednym z najważniejszych czynników wspierających osiągnięcie tych kluczowych celów.”