(©PAP)
Nawozy sztuczne z pewnością mogą być uznane za jeden z najważniejszych wynalazków XX w., ale niewielu zdaje sobie sprawę, jak dużo świat zawdzięcza ich stosowaniu. To właśnie ich rozpowszechnienie powiązane z wykorzystaniem nowych, plennych i bardziej odpornych gatunków zbóż w latach 60. ubiegłego stulecia zapoczątkowało „zieloną rewolucję”, której celem była likwidacja głodu na świecie. Kanadyjski badacz Vaclav Smil już 20 lat temu wskazywał, że ponad 3 miliardy ludzi zawdzięcza swoje życie wzrostowi produkcji rolnej, który był możliwy dzięki ich stosowaniu, co przełożyło się na potrojenie się globalnej produkcji zbóż. Największe znaczenie mają nawozy azotowe, istotny dla wzrostu, odporności i plonów jest też fosfor i potas. Najwięcej energii wymaga produkcja nawozów azotowych, dlatego ich koszt wytworzenia w największym stopniu zależy od cen nośników energii, przede wszystkim gazu ziemnego.
Wysokie ceny i ograniczenia produkcji
Ceny nawozów rosły już przed wojną w Ukrainie. Między latem 2020 r. a końcem 2021 r. podwoiły się, a na początku sierpnia bieżącego roku były, według indeksu Banku Światowego, o prawie 70 proc. wyższe niż rok wcześniej. Wojna spowodowała więc wzrost cen przynajmniej o 50 proc. Ceny gazu jednak dalej rosną, więc tendencja ta może się utrzymać, tym bardziej że Rosja jest głównym światowym dostawcą nawozów azotowych, drugim na świecie eksporterem nawozów potasowych i trzecim eksporterem nawozów fosforowych. Istotnymi graczami na rynku były do tej pory Białoruś i Ukraina. Rosja ogranicza wywóz nawozów, ale nie dotyczy to części bardziej przyjaznych jej państw, jak Brazylia czy Indie. Wyłączenie Rosji z systemu SWIFT powoduje jednak, że trudniej przeprowadzać transakcje. Dodatkowo na ceny oddziałuje ciągły wzrost kosztów transportu. Istotne są też obowiązujące w wielu krajach ograniczenia lub zakazy wywozu. Analiza Banku Światowego wskazuje, że w lipcu bieżącego roku na świecie funkcjonowało aż 320 ograniczeń eksportu nawozów. Obowiązywały one w 86 krajach i przyczyniały się do wzrostu cen zarówno nawozów, jak i żywności. Jeszcze bardziej potęguje to ograniczenie zdolności zakupowej i kredytowej rolników, szczególnie w krajach słabiej rozwiniętych, nawet w takich jak Maroko czy Egipt, które są producentami nawozów.
Ze względu na wysokie ceny gazu wytwarzanie nawozów ograniczyli ich główni producenci w Europie. Norweski koncern Yara pod koniec sierpnia poinformował o zmniejszeniu o 50 proc. produkcji mocznika i nawozów azotowych. Brytyjska filia amerykańskiego koncernu CF Industries zawiesiła produkcję w jednym z zakładów (Billingham), a drugi w Cheshire zamknęła. Ograniczenia wprowadziły też firmy niemieckie i włoskie, czasowo produkcja została zawieszona również w Polsce. Jak podaje agencja Bloomberg, europejscy producenci nawozów wykorzystują obecnie zaledwie 30 proc. swoich mocy produkcyjnych. Europa staje się więc importerem netto nawozów, a ich podaż na świecie w tym roku będzie zauważalnie mniejsza niż rok temu.
Wartość globalnego eksportu nawozów sztucznych w zeszłym roku wyniosła 82,5 mld dol. i była o 48,4 proc. wyższa niż rok wcześniej, głównie za sprawą wzrostu ich cen. Poza Rosją największymi dostawcami były: Chiny, Kanada, Maroko, USA i Arabia Saudyjska. Kraje te odpowiadały za prawie 53 proc. wartości eksportowanych nawozów. Najwięcej jednak pochodziło z Europy (blisko 36 proc.), a eksport z Polski przekroczył 1,1 mld dol.
Najwięcej nawozów sztucznych importowały natomiast: Brazylia (15,1 mld dol., 85 proc. zapotrzebowania), USA (10,3 mld), Indie (9,3 mld) oraz Chiny i Indonezja. Producentami nawozów o najwyższej wartości giełdowej są: kanadyjski Nutrien (50 mld dol.), australijski Wesfarmers (36 mld dol.), Saudi Arabian Fertilizer Company (22 mld dol.) i wspomniany amerykański CF Industries (21 mld dol.), a w Europie Yara (10,7 mld dol.).
Wysokie ceny nawozów zaburzają delikatną równowagę między opłacalnością produkcji roślinnej dla rolników i dostępnością produktów żywnościowych dla konsumentów.
Wysokie ceny nawozów zaburzają delikatną równowagę między opłacalnością produkcji roślinnej dla rolników i dostępnością produktów żywnościowych dla konsumentów. Do niedawna średnie koszty zakupu nawozów stanowiły 15 proc. kosztów prowadzenia gospodarstwa rolnego czy farmy, a produkcja zbóż była opłacalna, gdy cena kilograma nawozów nie była wyższa niż koszt wytworzenia sześciu kilogramów zboża. Obecnie aby nabyć kilogram nawozów azotowych, trzeba sprzedać aż 10 kilogramów pszenicy czy kukurydzy. W wielu krajach rolnicy mogą więc ograniczać korzystanie z nich, jednak uzyskają niższe plony i jednocześnie napotkają barierę popytu. To prosta droga do bankructw gospodarstw i pogłębienia klęski głodu na świecie. Dodatkowo kraje rozwijające się i tak stosują kilkakrotnie mniej nawozów niż rozwinięte gospodarki, gdzie normą jest 100 kg na hektar. W Afryce Subsaharyjskiej to zaledwie 15 kilogramów.
Połowa państw afrykańskich była dotąd zależna od importu zbóż z Rosji i Ukrainy, a aż 14 krajów importowało od walczących stron więcej niż połowę konsumowanej pszenicy.
Wzrost cen i ograniczenie produkcji nawozów najbardziej dotyczy właśnie Afryki, gdzie dominują niewielkie farmy. Według Afrykańskiego Banku Rozwoju kontynent już odczuwa brak 2 mln ton nawozów, a ceny chleba i innych produktów spożywczych szybko rosną. Jeśli nawet nawozy są dostępne, to znacznej części drobnych rolników nie stać na ich zakup. Rządy mają ograniczone możliwości ich subsydiowania, gdyż pandemia zdewastowała budżety krajowe, a zadłużenie przekracza połowę wartości PKB. Jeśli nic się nie zmieni, produkcja żywności w Afryce spadnie o 20 proc. Wielki paradoks kontynentu afrykańskiego polega na tym, że dysponując 60 proc. ziemi ornej na świecie, nie umie się sam wyżywić. Połowa państw afrykańskich była dotąd zależna od importu zbóż z Rosji i Ukrainy, a aż 14 krajów importowało od walczących stron więcej niż połowę konsumowanej pszenicy.
Technika zamiast nawozów
Gwałtowny wzrost cen nawozów i ich mniejsza dostępność mogą przyśpieszyć rozwój technik, które ograniczają lub nawet eliminują ich stosowanie. Chodzi przede wszystkim o zastosowanie narzędzi rolnictwa precyzyjnego, które wykorzystuje umieszczone w glebie sensory lub mapowanie satelitarne wspomagane sztuczną inteligencją do określenia m.in. zapotrzebowania na nawożenie na poszczególnych działkach. Umożliwia to stosowanie nawozów tam, gdzie jest to potrzebne, i zapobiega przenawożeniu upraw. Dzięki temu zużycie nawozów ogranicza się nawet o kilkanaście procent i zwiększają się plony, szczególnie jeśli jest to wspomagane precyzyjną irygacją. Rozwija się także rolnictwo organiczne, które praktycznie nie wykorzystuje nawozów sztucznych, a na przykład nawóz kurzy. Plony mogą tu być zauważalnie niższe, ale rekompensuje to wyższa cena produktów rolnych, za które klienci są skłonni płacić więcej.
Gwałtowny wzrost cen nawozów i ich mniejsza dostępność mogą przyśpieszyć rozwój technik, które ograniczają lub nawet eliminują ich stosowanie.
W Unii Europejskiej udział upraw organicznych w całkowitym areale osiągnął w 2020 r. 9,2 proc. W Austrii było to 26,6 proc., w Szwecji 20,3 proc., w Estonii 22,4 proc., a w Polsce zaledwie 3,5 proc. We Włoszech, gdzie wskaźnik ten osiągnął 16 proc., najwięcej producentów stosowało zasady rolnictwa organicznego – blisko 72 tys., co stanowiło jedną piątą gospodarstw ekologicznych w UE. Sprzedaż organicznych produktów rolnych w UE osiągnęła 45 mld euro, z czego jedna trzecia trafiała na rynek niemiecki. Wartość ta będzie szybko rosnąć, bowiem zgodnie z Europejskim Zielonym Ładem powierzchnia upraw organicznych w 2030 r. ma stanowić 25 proc. całkowitego areału. W perspektywie budżetowej na lata 2021–2027 na realizację tego celu przeznaczono 95 mld euro. Dodatkowe środki mają być skierowane na innowacje i badania w zakresie rolnictwa, gospodarki leśnej i obszarów wiejskich.
Rolnictwo organiczne rozwija się też w innych regionach – w Afryce, na Karaibach, w Ameryce Łacińskiej oraz w USA. Do wzbogacania gleby w składniki odżywcze wykorzystuje się specjalne bakterie i grzyby, a także rośliny motylkowe, jak wyka kosmata, która wiąże w glebie azot. Jest też stosowana jako nawóz pod uprawy pomidorów. Długoletnie badania prowadzone przez Instytut Rodale wraz z Uniwersytetem Pensylwanii dowiodły, że uprawy organiczne są bardziej odporne na susze i kilkakrotnie bardziej opłacalne dla farmerów, a jednocześnie nie zanieczyszczają chemikaliami rzek i zbiorników wodnych.
Zmniejszenie popytu na nawozy będzie też skutkiem ograniczenia konsumpcji mięsa. Do hodowli potrzebne są pasze, a do ich upraw niezbędne są nawozy. Alternatywnym źródłem białka staje się już mięso produkowane z komórek pobranych od zwierząt. Według zeszłorocznej prognozy Boston Consulting Group sprzedaż syntetycznego mięsa, wytwarzanego w bioreaktorach, w 2035 r. osiągnie minimum 290 mld dol., a jego udział w rynku wyniesie przynajmniej 10 proc. Obecnie to 2 proc., a przełomem było dopuszczenie tego typu produktów (nuggetsy z kurczaka) do sprzedaży w Singapurze w 2020 r.
W krótkim okresie spadek popytu na nawozy będzie jednak wynikiem skoku ich cen, które według Banku Światowego wzrosną w tym roku o 70 proc. Międzynarodowy Związek Producentów Nawozów (IFA) prognozuje, że w bieżącym roku finansowym ich wykorzystanie na świecie zmniejszy się o 7 proc.
Najmocniej zjawisko to będzie zauważalne w Afryce Subsaharyjskiej, gdzie spadek wykorzystania nawozów może wynieść od 18 do 23 proc. w stosunku do zeszłego roku, niewiele słabszy będzie w Azji Południowo-Wschodniej. Od przyszłego roku powinna następować stopniowa poprawa, która w najmniejszym stopniu obejmie potas, głównie dlatego, że przed wybuchem wojny w Ukrainie blisko 40 proc. dostarczała Rosja i Białoruś. Wymuszony spadek popytu na nawozy, przede wszystkim azotowe, spowoduje ograniczenie produkcji kukurydzy, ryżu i pszenicy na świecie o 1,5–3 proc. Może się to wydawać niewiele, ale trzeba wziąć pod uwagę, że globalna populacja ciągle rośnie, a siła nabywcza ludności w wielu krajach została znacznie ograniczona przez pandemię, inflację i dotkliwe susze. To oznacza dodatkowo głód i niedożywienie oraz brak bezpieczeństwa żywnościowego wielu populacji. W zeszłym roku klęski te dotknęły 828 mln ludzi, o 150 mln więcej niż przed pandemią. W tym roku może być jeszcze gorzej i dlatego pod egidą USA Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju oraz regionalne banki rozwoju organizują wart 30 mld dol. plan działania, który ma złagodzić skutki wysokich cen nawozów i żywności w krajach najsłabiej rozwiniętych.