Tyle roboty w kraju, że nie ma czasu na ekspansję

Polska branża budowlana odrobiła lekcję po boomie przed Euro 2012, a największe spółki dywersyfikują się i sektorowo, i produktowo – mówi Łukasz Michorowski, ekspert z Deloitte. Wolniej przebiega dywersyfikacja geograficzna, bo zamówień na krajowym rynku nie brakuje.
Tyle roboty w kraju, że nie ma czasu na ekspansję

Łukasz Michorowski (©Deloitte)

Obserwator Finansowy: Zgodzi się Pan z tezą, że na rynku budowlanym jest teraz dobrze?

Łukasz Michorowski: To zależy, z której strony na to spojrzymy.

Z perspektywy okresu pandemii, który wprowadził dużo niepewności w wielu sektorach gospodarki, budownictwo wyszło dość obronną ręką. Budowy nie były u nas wstrzymane, jak w niektórych krajach Europy, a istniejące procesy wykonawcze nie zostały zakłócone. Miały na to wpływ między innymi programy infrastrukturalne, prowadzone przez GDDKiA i PKP PLK, które skompensowały utratę nowych projektów na rynku komercyjnym. Odnoszę się tu głównie do segmentu biurowego i handlowego. Jednak sektor zmaga się z innymi wyzwaniami – takimi jak dynamicznie rosnące ceny czy dostępność materiałów budowlanych, a te elementy mają duży wpływ na marżowość projektów. Ponadto, procedury administracyjne z powodu pandemii znacznie się wydłużyły, co przekłada się na czas realizacji kontraktów.

Od kilku lat zauważamy, że kondycja sektora budowlanego w Polsce jest silnie skorelowana z inwestycjami publicznymi, takimi jak budowa dróg czy inwestycje w projekty kolejowe – choć te w 2021 roku znacznie wyhamowały. Dlatego też oceniając ten obszar gospodarki możemy powiedzieć, że przy obecnym poziomie podaży projektów budowlanych branża ma się dobrze, ale wyzwań również nie brakuje.

A jak sytuacja na rynku mieszkaniowym wpływa na sektor budowlany?

Jeśli chodzi o rynek mieszkaniowy, to w najbliższym czasie spodziewamy się jego wyhamowania, ale patrząc długoterminowo i biorąc pod uwagę to, ile przypada lokali mieszkalnych na jednego mieszkańca Polski, to widać, że mamy jeszcze dużo do zbudowania. W nadchodzących miesiącach popyt może nieco zmaleć – przez rosnące stopy procentowe i niepewność związaną z pandemią COVID-19, natomiast potencjał tego rynku jest ciągle duży.

W Wiedniu uważają, że mieszkanie to prawo, a nie towar

W kontekście całości rynku budowlanego nie można pominąć projektów, które mają przekształcić sektor energetyczny w ramach zielonej transformacji. Tutaj też będą potrzebne duże nakłady i duża ilość pracy ze strony spółek budowlanych.

Choćby budowa elektrowni atomowej, gdyby się Polska na to zdecydowała, razem z całą infrastrukturą, otoczeniem – to będą wydatki rzędu dziesiątek, a może i setek miliardów złotych. To chyba z nawiązką skompensowałoby wygaszenie inwestycji w energetyce konwencjonalnej?

Zdecydowanie. Teraz skupiamy się głównie na remontowaniu bloków wybudowanych w latach 70. i 80. Budowa nowych bloków w elektrowniach w Opolu i Kozienicach to ostatnie tego typu zrealizowane inwestycje. Niemniej jednak potrzeby energetyczne naszego kraju stale rosną, dlatego budowa nowych źródeł energii w kontekście wymagań zielonego ładu jest kluczowa dla całej gospodarki.

Na początku powiedział Pan „zależy, od której strony spojrzymy”. Po stronie zamówień rynek jest obfity. Jakie są perspektywy na rentowność tych robót?

Rynek ma się dobrze, bo praca jest, ale nie brakuje wyzwań, zwłaszcza w kwestii utrzymania rentowności projektów na odpowiednim poziomie.

Firmy, które nie miały zakontraktowanych materiałów na dłuższy okres, mogą mieć problem z rentownością realizowanych projektów.

Symptomy tego zjawiska zaczęliśmy obserwować już w 2020 roku. Dziś jest to już wyraźnie zauważalne. Mamy silne wzrosty cen stali, cementu i innych podstawowych materiałów wykorzystywanych w budownictwie. Firmy, które nie miały zakontraktowanych materiałów na dłuższy okres, mogą mieć problem z rentownością realizowanych projektów. Ale to nie tylko kwestia cen i ich wzrostu – wyzwaniem stała się dostępność niektórych kluczowych materiałów i dyspozycyjność samych pracowników budowlanych.

Boom budowlany przed Euro 2012 skończył się katastrofą dla wielu firm. Powodów było wiele – duża konkurencja cenowa, gwałtowny wzrost cen materiałów, podejmowanie się dużych kontraktów bez doświadczenia w infrastrukturze…

Odnoszę wrażenie, że duże spółki odrobiły tę lekcję. Najwięksi gracze dywersyfikują swoją działalność. To są duże grupy. Przykładowo, firma Budimex ma przychody na poziomie ok. 8,5 miliarda złotych – a już przy obrocie na poziomie 1-2 miliardów złotych trzeba być zdywersyfikowanym i ograniczyć ryzyko.

Trend w dywersyfikacji przebiega dwutorowo. Wyróżnić możemy dywersyfikację produktową (sektorową) lub wchodzenie z usługami w obszary okołobudowlane – doradztwo techniczne, certyfikacja budynków, projektowanie czy budownictwo modułowe. Drugim rodzajem jest dywersyfikacja geograficzna, a więc ekspansja na inne rynki.

Innym trendem jest wpływ zielonej transformacji na sektor. Dzięki niemu, będziemy dążyć do zero-emisyjności, a także do zredukowania śladu węglowego. W całym życiu infrastruktury, od jej budowy, przez użytkowanie, aż po jej likwidację, ślad węglowy powinien być zerowy. Uważam więc, że na znaczeniu będą nabierały: dobór materiałów oraz efektywność procesu budowy. Biura projektowe i wiedza na temat nowych technologii, recykling użytych materiałów – to będzie miało duże znaczenie dla generalnych wykonawców w najbliższej przyszłości.

A co z pieniędzmi unijnymi – jak bolesne dla branży może być opóźnienie w przetargach finansowanych z funduszy UE?

Kluczowe znaczenie dla spółek budowlanych ma obrót. Firmy ponoszą bowiem wysokie koszty wykonawstwa i koszty ogólne. Warto podkreślić, że proces budowlany wiąże się z naprawdę wysokimi nakładami finansowymi. Dotyczy to zarówno maszyn, sprzętu czy technologii. Gdy nie wykorzystujemy tych aktywów, to koszty wcale nie spadają. Sektor budowlany nauczył się jednak, w jaki sposób optymalizować procesy. Zrozumiał, że nie można się skupiać na perspektywie jedno- czy dwuletniej. Zarządy firm budowlanych wiedzą, że jeśli nie będą miały projektów, to te koszty obniżą istotnie ich rentowność. Stąd portfele projektów większych podmiotów są pełne i zapewniają obrót na okres co najmniej 2-3 lat.

Jeśli plany publicznych zamawiających przesunęłyby się o rok czy dwa – to większość dużych grup wykonawczych jest zabezpieczona.

Dlatego dla większości spółek działających w sektorach rynku związanych z infrastrukturą, ewentualne wyhamowanie napływu środków unijnych mogłoby mieć znaczenie – natomiast dzięki dywersyfikacji działalności nie dojdzie do sytuacji, w której te spółki nie będą miały żadnego projektu do realizacji. Jeśli więc plany publicznych zamawiających przesunęłyby się o rok czy dwa – to większość dużych grup wykonawczych jest zabezpieczona. Trudniejsza sytuacja będzie dla podmiotów, które nie mają takiego portfela zamówień.

A dywersyfikacja geograficzna? Polskie spółki budowlane podejmowały w ostatnich latach próby wchodzenia na rynki zagraniczne, ale bez większych sukcesów. Dlaczego?

Widać, że niektóre grupy próbują iść tą ścieżką, ale nie na szeroką skalę. Paradoksalnie, ograniczeniem dla ekspansji jest to, że na naszym rynku dużo się dzieje i spółki są zajęte realizacją projektów na rynku lokalnym.

Coraz mniej nowych biur w Warszawie

Wyjście na rynek zewnętrzny to inwestycja rzędu minimum kilkunastu, kilkudziesięciu milionów euro. Potrzeba nie tylko mocy przerobowych, ale także znajomości prawa, doświadczenia potwierdzonego odpowiednimi referencjami. To wszystko kosztuje i wymaga czasu. A polskie spółki skupiały się dotychczas na budowaniu pozycji kapitałowej i na wzmacnianiu bilansów na naszym rodzimym rynku.

Spółkom najłatwiej jest patrzeć na rynki ościenne – Skandynawię, Niemcy, Czechy, Węgry, południową Europę i Bałkany. Pojedyncze inwestycje były realizowane na Białorusi i Ukrainie – ale są to rynki dużo trudniejsze dla naszych wykonawców w kontekście obecnych wyzwań.

Budownictwo wymaga jednak dużo sprzętu i pracowników na miejscu budowy. Czy to jest duża bariera dla ekspansji?

W przypadku budownictwa, odległość geograficzna jest dużo większą barierą niż w innych branżach. Dlatego dziedziną, w której nasze spółki mogłyby wygrywać i być konkurencyjne jest budownictwo modułowe. Realizowanie części kontraktu, czy to infrastruktury czy budownictwa mieszkaniowego w Polsce i przewożenie gotowych elementów na plac budowy w Niemczech czy Skandynawii. Uważam, że w tych obszarach da się uzyskać przewagę kosztową. Oczywiście do momentu, w którym ceny transportu nie będą zjadały tych oszczędności, które uzyskaliśmy dzięki krajowej produkcji.

Największe spółki budowlane pod względem przychodów na polskim rynku to, za Państwa raportem, kolejno: Budimex, którego właścicielem jest hiszpańska grupa Ferrovial, austriackie Strabag i PORR, następnie Erbud z największym akcjonariuszem – niemieckim Wollf&Müller, a dopiero na piątym miejscu „polski” Unibep.

Struktura własnościowa to także jedna z dużych barier dywersyfikacji geograficznej. Międzynarodowe grupy patrzą na swoje spółki córki z punktu widzenia regionów, na których działają. Nie ma sensu, z punktu widzenia takiej korporacji, by w tym samym przetargu, np. w Niemczech, startowały dwie spółki z tej samej grupy kapitałowej. Dlatego też, firmy działające na terenie Polski mają ograniczone możliwości reorganizacji, które poniekąd wynikają ze strategicznych decyzji podejmowanych na poziomie grup kapitałowych.

Ekspansja firm hiszpańskich, francuskich czy portugalskich przebiegała według historycznych i geograficznych kierunków – zdobywały one rynki i budowały pozycję w swoich byłych koloniach.

Spółki budowlane prowadzące działalność w Polsce są jednak relatywnie młode – oczywiście duża część z nich funkcjonowała jako przedsiębiorstwa państwowe w poprzednim okresie. Natomiast są one młode w kontekście czasu, w którym funkcjonują w obecnym otoczeniu rynkowym. Warto zauważyć, że ekspansja firm hiszpańskich, francuskich czy portugalskich przebiegała według historycznych i geograficznych kierunków – zdobywały one rynki i budowały pozycję w swoich byłych koloniach – Ameryce Łacińskiej czy w Afryce.

Ta młodość to wada czy zaleta?

Pod kątem procedur czy stosowanych technologii nasze spółki budowlane mają świeże podejście. Wydaje mi się, że wiele grup budowlanych zaczyna zauważać, że warto wykorzystywać doświadczenie zbudowane przez polskie zespoły. Co więcej, waga spółek działających na polskim rynku w ramach grup nieustannie rośnie. Młodość polskich spółek ma wiele zalet – są to dynamiczne i świeże organizacje zdolne do elastycznego i innowacyjnego podejścia w funkcjonowaniu. Dlatego uważam, że w kontekście obecnych wyzwań powinny one postawić na nowe technologie, które będą rewolucjonizować budownictwo jakie znamy.

Nasza szansa leży więc w tym, że polski rynek jest na tyle dynamiczny i świeży, że uda się zbudować na nim wystarczająco mocną pozycję – zarówno przychodową, jak i technologiczno-procesową – by stanąć do konkurencji o rynki zagraniczne?

Spółki działające w Polsce mają co robić, realizując projekty na naszym rynku. Jestem zdania, że tej pracy nie będzie brakować patrząc przez pryzmat perspektywy średniookresowej. Wyzwaniem mogą być takie okresy, w których projekty się spiętrzą, a nakłady pracy będą się kumulować. Wówczas pojawi się pytanie, czy nasz rynek będzie w stanie przerobić te zamówienia i jak poradzić sobie z fluktuacją cen materiałów i kosztów pracy.

Polskie grupy budowlane nie są jeszcze na tyle duże, by mogły zaryzykować poniesienie kosztu rzędu kilkudziesięciu milionów euro, koniecznych do wejścia na rynek zagraniczny. Ale analizy trwają, spółki ostrożnie przyglądają się ościennym rynkom i perspektywa powoli się zmienia.

rozmawiał Maciej Jaszczuk

 

Łukasz Michorowski jest partnerem w dziale Audit & Assurance firmy Deloitte i ekspertem usług doradczych dla sektora budowlanego i nieruchomości.

Łukasz Michorowski (©Deloitte)

Tagi


Artykuły powiązane