Postęp techniczny zmieniał rynek pracy od dawna – dynamiczny rozwój gospodarczy napędzany postępem technicznym trwa nieprzerwanie od ponad dwustu lat. Zmiany demograficzne, z jakimi mamy do czynienia, oddziałują na rynek pracy od kilku dekad, jednak będą trwale negatywnie wpływać na niego w przyszłości.
Dwa obozy
W jaki sposób demografia wpływa i będzie wpływać w najbliższych dekadach na rynek pracy? Na tak postawione pytanie z ust ekonomistów padną różne odpowiedzi. A respondentów można – w zależności od udzielonej odpowiedzi – podzielić na optymistów i pesymistów. Niestety, należy przypuszczać, że wśród odpowiedzi przewagę liczebną zdobędą te udzielone przez tych drugich.
I trudno im się dziwić. Społeczeństwa krajów rozwiniętych starzeją się, ludzie dłużej cieszą się zdrowiem, a dzieci rodzi się coraz mniej. Problem deficytu siły roboczej będzie zatem w perspektywie najbliższych lat i dekad coraz bardziej odczuwalny. Zasób pracy (rozumianej jako dostępna siła robocza) – jeden z podstawowych czynników wzrostu gospodarczego – będzie ulegał w krajach wysoko rozwiniętych stopniowemu zmniejszeniu.
Pesymistyczne dane
Pesymiści mają w swoim arsenale dane statystyczne i niekorzystne prognozy demograficzne, a jedyne, co mogą zrobić, to niezmiennie głosić potrzebę wprowadzenia narzędzi, które odwrócą negatywne tendencje demograficzne. Na pierwszy plan wysuwa się systematyczny spadek dzietności, której miernikiem jest TFR (ang. Total Fertility Rate).
Nie istnieją narzędzia, które sprawdziły się w trwałym odwróceniu negatywnych tendencji po stronie dzietności. Gdyby tak było, można byłoby wskazać kraj, który – wprowadzając je – trwale odwrócił negatywną tendencję spadku TFR.
Pesymiści, głosząc potrzebę wprowadzenia narzędzi pronatalistycznych, napotykają na dodatkowy problem – krótkowzroczność polityków, dla których pilniejszą kwestią jest reelekcja, aniżeli systemowe i długotrwałe rozwiązanie problemów demograficznych. A problemy te, nie tylko w Polsce, były marginalizowane. Rządy państw zachodnich (w tym Polski) przesypiały kolejne dekady, udając, że problem nie istnieje. Na tym tle, pewnym przełomem w naszym kraju było opracowanie Strategii Demograficznej 2040, która nie tylko poprawnie zidentyfikowała problemy demograficzne, ale również zaproponowała projekt wdrożenia szeregu kompleksowych i uzupełniających się rozwiązań, których dotychczas brakowało.
Drugi obóz
Optymiści należą do dość specyficznego grona – są wśród nich zarówno tacy, w przypadku których problemy demograficzne nie stoją w centrum ich zainteresowań naukowych (gdyby tak było, bez wątpienia można byłoby ich zaliczyć do pesymistów), ale też ci, którzy – choć dostrzegają te zmiany – wierzą w sprawczą moc postępu technicznego, pozwalającego przełamać niekorzystne tendencje demograficzne, czyli jedno z tzw. wąskich gardeł wzrostu. Pierwszej grupie nie można się nie dziwić – każdy z nas ma swoją specjalizację, której poświęca najwięcej uwagi, siłą rzeczy na pozostałe zagadnienia zwraca mniejszą uwagę lub też zupełnie je marginalizując. Dziwić można się jednak drugiej grupie – tym, którzy próbują zbagatelizować zmiany demograficzne, ponieważ technologia – według nich – jest na tyle potężną siłą, że każdy problem gospodarki w wymiarze krajowym czy globalnym, prędzej czy później zostanie przez nią rozwiązany. Postęp techniczny jako drugi z czynników powodujących zmiany na rynku pracy, ma być jedynym skutecznym remedium na niekorzystne zmiany demograficzne.
Remedium czy utopia?
Stwierdzenie, że każdy problem gospodarki prędzej czy później zostanie rozwiązany przez rozwój technologii przypomina twierdzenie, jakoby wszelkie choroby można było wyleczyć za pomocą jednego lekarstwa. Wiemy jednak nie od dziś, że tak nie jest – przeziębienia i zmian nowotworowych nie leczy się za pomocą tego samego specyfiku. Podobnie jest w gospodarce – to, co jest dobre w krótkim okresie, niekoniecznie sprawdza się w długim okresie. Wynalazczość – jeśli myślimy o wynalazkach przełomowych, tj. zwiększających produktywność – staje się wyzwaniem. Odkrywanie i wdrażanie nowych rozwiązań technicznych jest coraz trudniejsze – przełomowych osiągnięć jest po prostu mniej (w danym czasie), innowacje zaś w większości przypadków mają charakter ulepszeń technologicznych już istniejących rozwiązań. Już Schumpeter w swojej Teorii rozwoju gospodarczego (wyd. niem. 1911 r.; tłum. pol. z 1960 r.) zidentyfikował trudności, jakie napotykają na swojej drodze innowatorzy, podkreślając niepewny charakter działalności odkrywczej. Obecnie, doskonałym przykładem owej niepewności działalności odkrywczej jest sztuczna inteligencja. Jej wynalezienie będzie bez wątpienia traktowane jako przełomowe wydarzenie, ale obecnie nie wiemy, w jakim kierunku będzie zmierzał jej dalszy rozwój. Możemy przewidywać, że wpłynie ona na rynek pracy – być może zastąpi ona w pełni człowieka na niektórych stanowiskach pracy, ale może też umożliwić jednoosobowym przedsiębiorcom działanie tak efektywne, jak gdyby firma zatrudniała kilku lub kilkudziesięciu pracowników. Coraz bardziej realne stają się obawy o to, czy wyparcie czynnika ludzkiego przez sztuczną inteligencję nie spowoduje wzrostu bezrobocia. Rozwój sztucznej inteligencji może z drugiej strony kreować nowe miejsca pracy – związane z jej obsługą, wymagające specyficznych umiejętności i wiedzy.
Zobacz również: https://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/makroekonomia/trendy-gospodarcze/juz-w-2040-r-algorytm-moze-zabrac-ci-prace/
Wydawać mogłoby się, że przy ograniczonych i wyczerpujących się zasobach naturalnych, nieustannie rosnących potrzebach ludzi w różnym wieku, zmianach o charakterze socjologicznym, światowym zróżnicowaniu procesów demograficznych, rozwój technologii powinien być postrzegany jako szansa na ciągłe zwiększanie dobrobytu.
Na potwierdzenie można odwołać się do historii. Kiedy na początku XIX w. Thomas Malthus zwiastował załamanie gospodarki kapitalistycznej, która nie będzie w stanie wyżywić przyrastającej w gwałtownym tempie ludności, nie dawano wiary takim proroctwom. Stosunkowo szybko okazało się, że do obalenia przypuszczeń Malthusa przyczyniła się właśnie technologia i gwałtowny postęp w rolnictwie, dzięki któremu produkcja rolna uległa zwielokrotnieniu.
Ponownie technologia odegrała pierwszoplanowe skrzypce w okresie II rewolucji przemysłowej, a od czasów II wojny światowej jest bez wątpienia siłą napędową wzrostu gospodarczego krajów wysoko rozwiniętych. Ale chociaż wiele zawdzięczamy technologii, pozostaje ona wciąż narzędziem w ręku człowieka. Technologia – jako narzędzie ułatwiające wykonywanie pracy przez człowieka – w pełni ujawniła swoją przydatność w czasie pandemii, kiedy to wprowadzane obostrzenia i restrykcje wymusiły dostosowania po stronie i pracodawców, i pracowników w zakresie pracy zdalnej. Część z opracowanych wówczas rozwiązań przyjęła się w codziennym funkcjonowaniu przedsiębiorstw, a praca zdalna upowszechniła się do tego stopnia, że znalazła sformalizowany wymiar w uelastycznieniu kodeksów pracy.
Pomimo jednak szybkiego rozwoju technologii na świecie, centralnym podmiotem rynku pracy zawsze będzie człowiek.
Powrót do człowieka
Produktywność (wydajność) pracy w Polsce wzrasta, na co wpływ bez wątpienia mają postęp techniczny i akumulacja kapitału. Pomimo jednak szybkiego rozwoju technologii na świecie, centralnym podmiotem rynku pracy zawsze będzie człowiek.
Należy zatem nieustannie zadawać sobie pytania o to, w jaki sposób zmiany demograficzne zmieniają rynek pracy oraz co możemy robić, by przeciwdziałać ich negatywnym skutkom. Podejmowane kroki mogą mieć dwojaki charakter – powodujące zwiększanie dopływu do rynku pracy oraz zmniejszające odpływ pracowników z rynku pracy. Zwiększenie dopływu do rynku pracy może być realizowane poprzez stosowanie instrumentów polityki pronatalistycznej. Działanie to nie przynosi natychmiastowych skutków dla rynku pracy (kohorty urodzone w danym roku wchodzą na rynek pracy dopiero po kilkunastu latach), ale poprawa – jeśli zostanie osiągnięta – wpływa na rynek pracy w dłuższym horyzoncie czasowym. Na drugim biegunie znajdują się narzędzia krótkookresowe, które pozostają bez wpływu na trwałe odwrócenie negatywnych tendencji. Do tej grupy zaliczyć należy wszelkie modyfikacje polityki migracyjnej. Obecnie rozmowy o polityce migracyjnej sprowadzają się do wymuszania przez struktury unijne przyjmowania migrantów bez wykazywania troski o ich asymilację oraz faktyczne zasilanie przez nich rynku pracy (zamiast utrzymywania się z hojnego systemu transferów socjalnych w krajach Europy Zachodniej). Zupełnie pomija się przy tym dyskusje na temat polityki reemigracyjnej adresowanej do obywateli danego kraju przebywających na obczyźnie. Ich powrót do ojczyzny i zasilenie krajowego rynku pracy umożliwiałby zwiększenie podaży pracy w długim okresie (ich dzieci również powróciłyby do kraju).
Zobacz również: https://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/makroekonomia/trendy-gospodarcze/zawody-przyszlosci/
Druga grupa instrumentów ma na celu zmniejszenie odpływu pracowników z rynku pracy. Narzędziem, które jako pierwsze przychodzi na myśl, jest podniesienie wieku emerytalnego. Jest to jednak rozwiązanie, które zazwyczaj jest jedynie pokazaniem społeczeństwu, że podejmuje się działania, które mają uratować system emerytalny, choć w istocie obnażają słabość (a może raczej: nieudolność) rządu w rozwiązywaniu problemów demograficznych. W rzeczywistości podniesienie wieku emerytalnego bez wdrażania fundamentalnych zmian na rynku pracy i w systemie emerytalnym jest jedynie działaniem pozornym, które uderza w starszych pracowników. Podobnie nieefektywnym rozwiązaniem dziś funkcjonującym jest ochrona osób w wieku przedemerytalnym. Nie chodzi jednak o to, że taka ochrona nie jest potrzebna. Chodzi o to, że osoby zbliżające się do wieku ochronnego bardzo często są zwalniane przez pracodawcę, co stawia je w bardzo złym położeniu w kontekście poszukiwań nowej pracy.
Rynek pracy, który jednakowo potrzebowałby pracowników młodych i starszych ze względu na ich zróżnicowane umiejętności, stałby się atrakcyjny dla każdej grupy wiekowej. Dążenie do stworzenia takiego rynku pracy spowodowałoby większą chęć kontynuowania zatrudnienia przez osoby starsze bez konieczności ustawowego podnoszenia wieku emerytalnego.
Znacznie bardziej wskazana byłaby zmiana myślenia pracodawców o starszych pracownikach. Jeszcze w latach 90. XX w. funkcjonowało na polskim rynku pracy przekonanie o tym, że starsze osoby powinny odchodzić z rynku pracy, ustępując miejsca młodym, wchodzącym na ten rynek. Było to ściśle związane z wysokim bezrobociem i faktyczną konkurencją o miejsca zatrudnienia. Dzisiaj sytuacja w Polsce jest zgoła inna. Mimo kryzysu pandemicznego, a następnie wojny w Ukrainie mamy niskie bezrobocie, a polski rynek pracy jest niebywale chłonny. Świadczy o tym chociażby fakt przyjęcia uchodźców wojennych z Ukrainy i zapewnienia im dostatecznej liczby miejsc pracy bez negatywnych skutków w postaci zastąpienia nimi (tańszymi) krajowych (droższych) pracowników i wzrostu bezrobocia wśród Polaków.
Rynek pracy cechujący się tak dużą chłonnością zapewni zatem odpowiednią liczbę miejsc pracy dla osób z różnych kategorii wiekowych – zarówno tych starszych, jak i młodszych. Należy więc zacząć od zmiany nastawienia przedsiębiorców-pracodawców w kierunku większego szacunku dla pracy osób starszych i ich doświadczenia. Zamiast uznawać ich wiek za wadę oraz podkreślać ich zmniejszające się kompetencje (np. mniejszą siłę fizyczną czy zdolność uczenia się nowych rzeczy), należałoby uwydatniać ich zdolności i nabytą z długoletnim stażem wiedzę i doświadczenie. Rynek pracy, który jednakowo potrzebowałby pracowników młodych i starszych ze względu na ich zróżnicowane umiejętności, stałby się atrakcyjny dla każdej grupy wiekowej. Dążenie do stworzenia takiego rynku pracy spowodowałoby większą chęć kontynuowania zatrudnienia przez osoby starsze bez konieczności ustawowego podnoszenia wieku emerytalnego. Osoby starsze, wiedząc, że są wciąż poszukiwane przez pracodawców, otrzymując wybór „czy pracować dalej, czy nie pracować?” chętniej decydowałyby się na pozostanie na rynku pracy.
Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP.