Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Jak zmienia się amerykański pas rdzy

Białe kitle w miejsce brudnych koszul – czy społeczność północno-wschodniej części USA skorzystała na zmianie branży - zastanawia się prof. Gabriel Winant w książce „The Next Shift”.
Jak zmienia się amerykański pas rdzy

Ochrona zdrowia to sektor, który zatrudnia najwięcej osób w amerykańskiej gospodarce, a spora jego część wyrosła na gruzach przemysłu, w tzw. pasie rdzy (ang. rust belt). Jak to możliwe? Wyjaśnia Gabriel Winant w książce „The Next Shift: The Fall of Industry and the Rise of Health Care in Rust Belt America” (Harvard University Press, 2021). Gabriel Winant jest profesorem historii na University of Chicago, stale publikuje artykuły o tematyce ekonomicznej w „The Nation”, „New Republic” czy „Dissent”.

Biel wyparła rdzę

Pittsburgh to 2,5-milionowe miasto w Pensylwanii, które przez całą I połowę XX w. było jednym z symboli potęgi gospodarczej, a dokładniej przemysłowej, Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Pod koniec lat 40. ubiegłego wieku w branży stalowej pracowało tam 20 proc. dorosłych. Jednakże między rokiem 1950 a 1990 przeludniło się o połowę i straciło na ważności, a to oczywiście na skutek dezindustrializacji amerykańskiej gospodarki. W latach 60. XX w. liczba miejsc pracy w przemyśle w Pensylwanii spadła z około 162,5 tys. do około 128 tys. – podaje Winant.

Od kilkunastu lat nieoczekiwanie Pittsburgh podnosi się z kolan, rozwija i pięknieje. Znów żyje. Sporo w tym zasługi zmian demograficznych i gospodarczych, w tym wzrostu znaczenia sektora usług. Pittsburgh niejako „wymyślił się na nowo”, a jedną z najważniejszych „nóg”, na których obecnie stoi, jest ochrona zdrowia, w której pracuje… blisko 20 proc. zatrudnionych, jak niegdyś w branży stalowej. Prof. Winant postanowił wziąć pod lupę tę niezwykłą historię, spędził więc całe miesiące w miejscowych bibliotekach, oraz przeprowadził wiele wywiadów z ludźmi, którzy byli naocznymi świadkami transformacji pasa rdzy.

Od kilkunastu lat nieoczekiwanie Pittsburgh podnosi się z kolan, rozwija i pięknieje. Znów żyje. Sporo w tym zasługi zmian demograficznych i gospodarczych, w tym wzrostu znaczenia sektora usług. Pittsburgh niejako wymyślił się na nowo.

„To nie jest przypadek, że kiedyś największym pracodawcą w Pittsburghu był przemysł, a dokładnie branża stalowa, a dziś jest nią ochrona zdrowia. Praca w przemyśle jest ciężka, siała więc spustoszenie w ciałach pracowników fabryk, którzy przedwcześnie podupadali na zdrowiu. Gdy firmy przemysłowe zaczęły być zamykane jedna po drugiej, ich byli pracownicy zaczęli mieć problemy ze zdrowiem psychicznym. Postępowało starzenie się populacji miasta, więc zaczęła być potrzebna także opieka geriatryczna, tym bardziej, że neoliberalizm zdemontował instytucje społeczne i przebił siatkę bezpieczeństwa socjalnego” – przekonuje prof. Winant.

Autor „The Next Shift” zauważa, że w latach 40. XX w. ​tylko w jednej fabryce w McKeesport co miesiąc zgłaszano po około 500 urazów, a zatrudniała ona nieco ponad 4000 pracowników. „Piece koksownicze czy otwarte paleniska wydzielały straszliwy żar, a niektórzy robotnicy wdychali tak dużo palącego się pyłu, że wymiotowali krwią. Mężczyźni z klasy robotniczej mimo to kochali tę pracę i czerpali z niej siłę” – pisze prof. Winant.

Naukowiec przypomina także ciemną stronę tamtych „złotych” dekad amerykańskiego przemysłu. „Piekło hutnictwa było nierównomiernie rozłożone między rasami. To czarni robotnicy byli wystawieni na gorsze warunki pracy, upokarzani, zmuszani do wykonywania najgorszych, najbardziej szkodliwych dla zdrowia czynności. Byli przesunięci na stanowiska „niewykwalifikowanych” i prawie całkowicie wykluczeni z zawodów wymagających umiejętności. Zmuszano ich do pracy tam, gdzie gromadziło się najwięcej zanieczyszczeń powietrza” – podkreśla prof. Winant. A gdy nadeszły masowe zwolnienia, to właśnie Afroamerykanie padli jako pierwsi ich ofiarami…

Związki zawodowe wyjdą na zdrowie

Problem w tym, że miejsca pracy w służbie zdrowia nie zastąpiły w prosty sposób („jeden do jednego” w sensie jakościowym) miejsc pracy w sektorze przemysłowym, a nowe życie Pittsburgha ma nie tylko jasną stronę. „Firmy z branży stalowej były silnie uzwiązkowione i często zapewniały wystarczające utrzymanie całej rodziny, gdy zatrudniały tylko jednego jej członka. Tymczasem miejsca pracy w opiece zdrowotnej są – w dużej mierze – niskopłatne i wyłączone z licznych zabezpieczeń pracowniczych. Nie jest również zbiegiem okoliczności, że podczas gdy dawne zawody przemysłowe były domeną mężczyzn (w większości, choć na pewno nie wyłącznie, białych mężczyzn), dzisiejsze zawody związane ze służbą zdrowia należą do kobiet, zwłaszcza o ciemniejszych odcieniach skóry. Dla wielu menedżerów, kierowników czy właścicieli firm z sektora zdrowotnego tacy pracownicy są jakby niewidzialni lub „jednorazowi”. Są nisko opłacani, łatwo ich zwolnić, ale w pewnym sensie są awangardą nowej klasy robotniczej” – twierdzi prof. Winant.

Miejsca pracy w opiece zdrowotnej są – w dużej mierze – niskopłatne i wyłączone z licznych zabezpieczeń pracowniczych. Zawody związane ze służbą zdrowia należą zwłaszcza do kobiet, zwłaszcza o ciemniejszych odcieniach skóry.

I historia znów zatacza koło i powtarza się, tylko że w nieco innej odsłonie. Jak zwraca uwagę autor, gros pracowników niskiego szczebla w służbie zdrowia to… ciemnoskórzy. I ponownie są oni nieetycznie traktowani, zmuszani przede wszystkim do długiej pracy lub pracy bez przerw. Jedna z pielęgniarek, z którą rozmawiał prof. Winant, przyznała, że nieraz podczas swojego dyżuru musiała oddawać mocz, nie korzystając z toalety, bo była do tego zmuszona przez okoliczności. Wedle autora „The Next Shift” nie można się więc dziwić temu, że ochrona zdrowia to najczęściej protestująca branża w USA.

W epilogu prof. Winant zwraca uwagę, że pandemia koronawirusa uwypukliła potrzebę wzmocnienia pracowników z sektora ochrony zdrowia, bo to od nich zależy to, co w gruncie rzeczy najważniejsze: zdrowie i życie społeczeństwa. W jego opinii, droga prowadzi przez uzwiązkowienie firm działających w branży, czyli przez poprawę warunków pracy i płacy lekarzy i pielęgniarek, czy też opiekunów z ośrodków opieki geriatrycznej czy paliatywnej. Jest to tym ważniejsze, że więzi społeczne w miastach poprzemysłowych, takich jak Pittsburgh, są pozrywane, więc tak naprawdę chodzi tutaj też o dobro pacjentów.

Karen Petrou w obronie amerykańskiej klasy średniej

„Wraz z rozwojem branży zdrowotnej, oczekuje się obniżki ceny usług. Ona rzeczywiście następuje, ale kosztem płac i warunków pracy lekarzy i pielęgniarek, co nie jest w gruncie rzeczy korzystne dla zdrowia społeczeństwa” – wskazuje Winant. I już na samym początku książki przywołuje groteskową historię, jak to w 2013 r. okazało się, że University of Pittsburgh Medical Center nie miało żadnego pracownika, choć de facto było największym prywatnym pracodawcą w Pensylwanii – bo wysłało wszystkich na „śmieciówki”, w dodatku korzystając z sieci spółek-córek, a to w celu tzw. optymalizacji kosztów podatkowych.

Według naukowca z University of Chicago to, jak wygląda obecnie sytuacja pracowników amerykańskiej ochrony zdrowia niskiego szczebla, będzie miało daleko idące konsekwencje dla gospodarki, ale też dla polityki. Prof. Winant pisze wprost na ostatnich kartach książki, że spodziewa się rosnącego znaczenia politycznego protestów pracowników tego sektora. „Amerykańska ochrona zdrowia potrzebuje strukturalnej zmiany i będzie się o nią dopominać” – uważa autor „The Next Shift”.

Prof. Winant pisze wprost na ostatnich kartach książki, że spodziewa się rosnącego znaczenia politycznego protestów pracowników sektora zdrowia. Amerykańska ochrona zdrowia potrzebuje strukturalnej zmiany i będzie się o nią dopominać – uważa.

Książka Winanta nie jest typową pozycją z biblioteczki ekonomisty, choć znajdziemy w niej tabelki i wykresy. Spora w niej doza społecznie wrażliwego reportażu. Są tu historie robotników, którym szczury zjadały drugie śniadania, czy też żon pracujących w dzień w domu po ciemku, by mąż, który wrócił z nocnej zmiany w fabryce, mógł spać. Są historie zasypiających na krzesłach pielęgniarek, czy też pracownic szpitalnego back-office, które w trakcie 8-godzinnego dyżuru telefonicznego nie mają czasu skorzystać z toalety, a w trakcie 9 lat pracy otrzymały… 15 centów podwyżki.

To może wielu razić. Zamiast suchych faktów otrzymujemy niekoniecznie wolny od emocji opis przemian społeczno-gospodarczych w obrębie pasa rdzy. Takich „społecznie zaangażowanych” książek amerykańskich ekonomistów, jak się wydaje, jest coraz więcej. Ciekawe zjawisko, podobnie jak zastąpienie brudnych koszul białymi kitlami. 

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Owocowe czwartki już nie wystarczą

Kategoria: Analizy
W pandemicznej rzeczywistości jeśli pracodawcy chcą przyciągnąć najlepszych pracowników, będą musieli bardziej personalizować pracę. Chodzi o proponowanie ścieżek kariery dopasowanych do danej osoby i indywidualne benefity.
Owocowe czwartki już nie wystarczą