„Obserwator Finansowy”: Co jest takiego szczególnego w Europie Środkowej?
Magdolna Sass: Dobre pytanie. Myślę, że jeśli spróbować odpowiedzieć z ekonomicznego punktu widzenia, to jest to region, który zasadniczo różni się od innych regionów w Europie, od Europy Zachodniej. Po pierwsze, widzimy wiele podobieństw wewnętrznych, zwłaszcza między krajami Grupy Wyszehradzkiej, tzn. Polską, Czechami, Słowacją i Węgrami. Mam tu na myśli strukturę gospodarczą, ścieżki rozwoju, odziedziczone cechy strukturalne oraz wspólną przeszłość w postaci gospodarki planowej. Myślę, że wszystko to miało wpływ na ich późniejszy rozwój. Obecnie pojawiają się jednak pewne sygnały o rosnących różnicach pomiędzy krajami regionu, jak np. w zakresie zależności od inwestycji zagranicznych czy interwencji państwa w gospodarce.
Jakie są największe wyzwania stojące przed krajami Grupy Wyszehradzkiej?
Uważam, że wyzwaniem jest wysoki poziom zależności od zagranicy, może z wyjątkiem Polski, bo przecież własność kapitału ma znaczenie. Dlatego, gdy widzę pojawianie się polskich firm o zasięgu międzynarodowym, to myślę sobie, że bardzo ważne jest, aby mieć własne konkurencyjne przedsiębiorstwa, które mogą sobie pozwolić na inwestycje zagraniczne. Mamy też pewne sygnały o takich firmach w Czechach, zresztą o dość szczególnym charakterze, jako że wiele czeskich firm międzynarodowych ma siedzibę za granicą, a nie na terenie Czech. Także Węgry mają kilka cennych firm międzynarodowych, charakteryzujących się silną ekspansją zagraniczną. Słowacja jest najmniej konkurencyjna z tego punktu widzenia. Myślę, że własność kapitału ma znaczenie, dlatego dobrze jest mieć swoje konkurencyjne przedsiębiorstwa, bo można się w jakiejś mierze uniezależnić od sytuacji na świecie i swoich największych partnerów handlowych oraz można realizować własną strategię. Podczas gdy w przypadku dużego uzależnienia od zagranicy, czy to od firm międzynarodowych, czy partnerów handlowych, trudno o taki stan rzeczy.
Czy to znaczy, że powinniśmy wspierać lokalny przemysł, aby czuć się bezpiecznie i zwiększyć wzrost gospodarczy?
Myślę, że to jest w pewnej mierze miecz obosieczny. Zawsze mamy problem ze zdefiniowaniem „wpierania”, zawsze trudno jest wybrać najlepsze firmy, zawsze trudno jest wyselekcjonować narodowych czempionów itd. Taka selekcja rodzi wiele problemów, wygląda jednak na to, że świat zmierza w stronę bardziej intensywnej polityki przemysłowej, większego wsparcia dla przedsiębiorstw krajowych i nie można przyglądać się tym trendom z boku, chociaż strategia taka niesie ze sobą sporo ryzyka i wiąże się z odpowiedzialnością po stronie rządu, który ją realizuje.
Czasem się wydaje, że Korea Południowa jest modelowym przykładem takiej polityki. Czy możemy pójść w jej ślady?
Uważam, że Korea Południowa miała dużo więcej szczęścia, jeśli chodzi o czasy, w jakich przyszło jej realizować tę strategię. Dlatego, kiedy to państwo wyłoniło się jako kraj rozwijający się z bardzo silnym interwencjonizmem państwowym i jako kraj uprzemysłowiony, działo się to w czasach, gdy obowiązywały mniej restrykcyjne zasady globalne i międzynarodowe w zakresie pomocy państwa dla firm eksportowych itd. W tym sensie były to lepsze czasy dla prowadzenia takiej polityki. Obecnie jednak dużo trudniej prowadzić taką politykę, gdyż napotyka ona na więcej ograniczeń, a mimo to wydaje się, że nastąpiło odrodzenie idei interwencji państwa. Chcę jednak podkreślić, że nie jestem bezwarunkową zwolenniczką takiej polityki, ponieważ urodziłam się w kraju socjalistycznej gospodarki planowej, jakim były ówczesne Węgry, i widziałam, jak rynki potrafią być wydajniejsze w rozwoju gospodarczym niż system gospodarki planowej.
Dzisiaj możemy zaobserwować świat w chaosie. Jak przeciągająca się wojna w Ukrainie i starcia między Palestyńczykami a Izraelem wpłyną na dzisiejszy świat, zarówno pod kątem gospodarczym, jak i politycznym?
Taki rozwój sytuacji to nowy element. Nigdy nie oczekiwaliśmy wojny w naszym sąsiedztwie, tak blisko nas samych jako krajów i UE jako całości. To jest zaskoczenie. Myślę, że także skala, do jakiej rozpalił się konflikt izraelsko-palestyński, potencjalnie grożąca wojną, również jest zaskoczeniem, choć zawsze były tam napięcia. Z naszego punktu widzenia i z punktu widzenia gospodarki, wydarzenia te są bardzo ważne, bo podnoszą znaczenie bezpieczeństwa narodowego. I w efekcie możemy mieć dużo więcej interwencjonizmu w gospodarce, czasem z powodu autentycznej troski o bezpieczeństwo narodowe, a czasem pod pretekstem takiej troski. Dlatego spodziewam się, że w wielu krajach stworzy to grunt dla dalej posuniętego interwencjonizmu państwa. Można też oczekiwać innych konsekwencji, takich jak szoki podażowe, wysokie ceny energii itd., czyli nowa klasa problemów, którym trzeba stawić czoła.
Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę nowe potencjalne szoki podażowe, to pojawi się tu niebezpieczeństwo pełnoskalowej globalnej recesji?
Niestety nie można wykluczyć tego scenariusza, co byłoby bardzo niefortunne. Układałoby się to w ciąg szoków – najpierw COVID-19, potem inwazja rosyjska na Ukrainę, teraz konflikt izraelsko-palestyński, czegoś takiego naprawdę nie oczekiwaliśmy. Myśleliśmy, że w tym regionie wszystko przycichło. Tak więc, przy takiej liczbie dodatkowych szoków gospodarczych, nie wykluczałabym recesji, pomimo że organizacje międzynarodowe, takie jak MFW i OECD, nie spodziewają się znacznego obniżenia wzrostu w nadchodzącym 2024 r. Wręcz przeciwnie, oczekują pewnego wzrostu w stosunku do stóp wzrostu z 2023 r., choćby w naszym regionie. Ale nie brały pod uwagę jako czynnika ataku Hamasu w Izraelu, to rzecz nowa, niespodziewana, która może spowodować podwyżki cen energii i inne zjawiska spowalniające gospodarkę światową. W tych okolicznościach uważam, że prawdopodobieństwo recesji wzrosło.
Rozmawiał Grzegorz Jeż
Rozmowa została przeprowadzona 20 października.