”Zeitenwende” – czy to rzeczywiście klucz do zrozumienia nowej niemieckiej polityki

„Zeitenwende” - czyli koniec jednej i początek drugiej epoki - to obecnie hit w politycznym języku Niemców. Pojawia się prawie w każdym wystąpieniu kanclerza Olafa Scholza od momentu napaści Rosji na Ukrainę i ma oznaczać zasadniczy przełom w niemieckiej polityce zagranicznej i gospodarczej. W Berlinie uznano bowiem, że wojna wywołana przez Rosjan to koniec bliskiej współpracy ze wschodnim imperium, szczególnie w sektorze energetycznym i bankowym.
”Zeitenwende” - czy to rzeczywiście klucz do zrozumienia nowej niemieckiej polityki

(©PAP)

Wcześniejsze filary gospodarki niemieckiej – związane z ekspansją eksportową opartą na stosunkowo tanich surowcach z Rosji i Chin oraz wykorzystaniu nisko płatnej siły roboczej w krajach rozwijających się – padły w wyniku agresywnej polityki Rosjan. Dlatego kanclerz Scholz zaraz po wybuchu konfliktu na Wschodzie ogłosił początek epoki opartej na kilku nowych filarach, m.in.: zwiększeniu nakładów na obronność, dywersyfikacji dostaw surowców, komputeryzacji, zielonej energii i transformacji energetyki.

Nord Stream – projekt biznesowy czy broń?

Nowe filary to recepta na głębokie uzależnienie niemieckiej gospodarki od rosyjskich surowców. Nie chodzi przy tym tylko o gaz, ale i o ropę – jak wynika z danych niemieckiego resort gospodarki, w połowie 2022 r. aż 27,8 proc. importowanej przez Niemcy ropy naftowej pochodziło z rosyjskich dostaw.

Niemiecka zależność od dostaw gazu ziemnego z Rosji sięga lat 70. „Przez lata kolejne rządy podejmowały świadomie decyzję, aby kupować gaz ziemny w Rosji jak najtaniej, a w przypadku Nord Stream 2 – z pominięciem Europy Wschodniej. Polityka SPD wobec Rosji była błędem – mówi historyk Andreas Wirsching w wywiadzie dla „Spiegla”.

Pierwsze rozmowy dotyczące realizacji projektu gazowego związanego ze zwiększonymi dostawami z Rosji do Niemiec podjęto w 1993 r., kiedy prezydentem Federacji Rosyjskiej był Borys Jelcyn. Strategicznym partnerem Rosjan mieli być wówczas Finowie, a konkretnie fińska spółka Fortum, która prowadzi działalność również w Polsce. Problemy związane jednak z określeniem kierunków wykorzystania złóż i przeznaczeniem surowców spowodowały wycofanie się Finów w 2004 r. Wtedy to projekt ten przejęły spółki niemieckie, m.in. E.ON (spółka energetyczna z siedzibą w Düsseldorfie, jedna z 30 spółek wchodzących w skład indeksu DAX). Tym razem gazociąg miał być skierowany do wybrzeży Zatoki Fińskiej, a następnie po dnie Bałtyku – do Niemiec.

„W 2005 r. w Berlinie kanclerz Niemiec Gerhard Schröder i prezydent Rosji Władimir Putin podpisali porozumienie o budowie gazociągu, który miał łączyć Rosję i Niemcy” – napisali w artykule pt. „Znaczenie gazociągu Nord Stream dla Polski”, opublikowanym m.in. na stronie ABW, prof. Remigiusz Rosicki i Grzegorz Rosicki. Zgodnie z umową, partnerzy utworzyli niemiecko-rosyjską spółkę joint venture Nord Stream AG. Budowę rozpoczęto 9 kwietnia 2009 r., a 8 listopada 2011 r. dokonano oficjalnego otwarcia gazociągu. „Odbyło się ono w Lubminie, na niemieckim wybrzeżu Morza Bałtyckiego. W uroczystości uczestniczyli m.in. kanclerz Niemiec Angela Merkel, prezydent Rosji Dimitrij Miedwiediew, premier Holandii Mark Rutte, premier Francji Francois. Fillon i komisarz UE do spraw energii Guenther Oettinger” – czytamy we wspomnianym artykule.

Z zestawu polityków widać, że wiele państw popierało ten projekt mimo gruntownej krytyki z jaką spotkał się w środowiskach politycznych i eksperckich. Projektom Nord Stream sprzeciwiały się niektóre kraje Europy Środkowo-Wschodniej – z obawy, że z jego powodu dojdzie do obniżki opłat tranzytowych za korzystanie z istniejących rurociągów w takich krajach jak Polska, a także Stany Zjednoczone, ze względu na obawy, że rurociągi zwiększą wpływy Rosji w Europie.

Za projektem stały jednak potężne siły polityczne i pieniądze, które otwierały szeroko drzwi dla Rosjan nie tylko w Niemczech. Rosjanie chcieli w ten sposób dotrzeć do niemieckich odbiorców, a także dalej: do Beneluksu, Francji i Wielkiej Brytanii. I politycy zachodni to akceptowali, bo liczyli na tani surowiec.

Wojna diametralnie zmieniła jednak nastawienie większości krajów do rosyjskiego gazociągu – zauważono to, o czym Polska mówiła od dawna: że surowce to broń w ręku Putina i element nacisku na kraje Unii Europejskiej.

Wojna diametralnie zmieniła jednak nastawienie większości krajów do rosyjskiego gazociągu – zauważono to, o czym Polska mówiła od dawna: że surowce to broń w ręku Putina i element nacisku na kraje Unii Europejskiej. „Gdyby Rosja nie miała 4 rurociągów Nord Stream, nigdy nie zaatakowałaby Ukrainy” – podkreśla Zbigniew Kuźmiuk, poseł Prawa i Sprawiedliwości do Parlamentu Europejskiego.

Gigantyczny absurdalny projekt?

„Gdy rozpoczynano budowa I i II nitki Nord Stream w ramach porozumienia Rosji z Niemcami, istniejąca ówcześnie infrastruktura gazowa umożliwiała Rosji transport do krajów Europy Zachodniej ok. 200 mld m3 gazu, podczas gdy sprzedawała go tam w ilości ok. 100 mld m3. Od początku tej inwestycji było więc jasne, że porozumienie rosyjsko-niemieckie w tej sprawie ma charakter przede wszystkim polityczny, choć Putin i kanclerz Angela Merkel na każdym kroku podkreślali, że jest to projekt biznesowy” – zaznacza Kuźmiuk. Merkel skrytykowała byłego kanclerza Gerharda Schrödera za przyjęcie lukratywnych posad w rosyjskich spółkach, ale nawet po napaści Rosji na Ukrainę broniła swojego zaangażowania w budowę gazociągu Nord Stream 2. Dziennikarkom z sieci RedaktionsNetzwerk Deutschland powiedziała, że wierzyła w słuszność polityki Wandel durch Handel – czyli w zmianę polityki rządów autorytarnych poprzez handel. Polityka ta zapoczątkowana przez kanclerza Willy Brandta, znana również jako Wandel durch Annäherung (zmiana poprzez zbliżenie) była przede wszystkim w interesie Niemiec, bo opierała się na zwiększeniu wymiany handlowej, nawet z autorytarnymi reżimami, co wyprowadziło Niemcy na pozycję lidera eksportu. Recepta była prosta: my, Niemcy kupujemy w biedniejszych krajach surowce, energię i tanią siłę roboczą, a w zamian eksportujemy do Rosji, Chin i innych krajów rozwijających się wysoko przetworzone, drogie wyroby.

Czas surowcowych zbrojeń

Dodawana do tego niemiecka ideologia głosiła, że doprowadzi to do ucywilizowania i demokratyzacji takich krajów jak Rosja. Merkel liczyła też, że przez bliskie relacje gospodarcze z drugą potęgą atomową na świecie utrzyma pokój w Europie. „Ówczesna teza brzmiała: jeśli Nord Stream 2 zacznie działać, Putin nie będzie już dostarczał gazu przez Ukrainę, a nawet ją zaatakuje” – uważa Angela Merkel i przekonuje, że „Zachód zadbał jednak o to, żeby gaz w dalszym ciągu był kierowany przez terytorium Ukrainy, dzięki czemu kraj ten mógł nadal otrzymywać opłaty tranzytowe”. Jak błędne były to założenia pokazał atak Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r.

Merkel uzasadniała swoje działania także względami ekonomicznymi. „Niemiecka gospodarka zdecydowała się na dostawy gazu z Rosji, ponieważ było to tańsze niż pozyskiwanie skroplonego gazu z Arabii Saudyjskiej, Kataru i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a później także z USA” – wyjaśniła. To samo mówił Putin, kiedy przekonywał, że Niemcy powinny być wdzięczne Schröderowi, że dostają tak tani gaz.

Wielka polityczna niemiecka naiwność?

Była kanclerz przyznała jednak, że pod koniec kadencji jej wpływ na szefa Kremla osłabł. Zbigniew Kuźmiuk nie ma wątpliwości, że ta postawa Merkel była wielką polityczną naiwnością. „Podpisanie we wrześniu 2015 r. kolejnej umowy na realizację III i IV nitki gazociągu Nord Stream, którego udziałowcami był Gazprom (51 proc.) i 5 dużych energetycznych koncernów z Europy Zachodniej, powodujące wzrost jego przepustowości z dotychczasowych 55 mld m3 do 110 mld m3, w sytuacji kiedy przepustowość istniejących dwóch nitek, była wykorzystywana zaledwie w 60 proc., było z ekonomicznego punktu widzenia wręcz absurdem” – podkreśla europoseł. „Ale Gazprom i firmy sektora naftowego z Europy Zachodniej, głównie z Niemiec, nie wahały się, żeby wyłożyć ok. 10 mld dol. na jego budowę – koszt ze względu na ponad 2-letnie opóźnienie w budowie sięgnął ok. 20 mld dol. – bo Rosji chodziło o wyeliminowanie Ukrainy z tranzytu gazu do Europy Zachodniej. Niemcy z kolei chcieli być głównym dystrybutorem rosyjskiego gazu w tych krajach, a także mieć tańszy rosyjski gaz na własne potrzeby – to klasyczny hub gazowy” – dodaje. Poseł przytacza też ważny finansowy dowód na fiasko niemieckiej polityki wobec Rosji: na skutek agresywnych działań Rosji, ceny gazu wzrosły już w grudniu 2021 r. blisko 10-krotnie. „Następnie trochę spadły ale w dalszym ciągu są nawet 5-krotnie wyższe niż przed rokiem” – wylicza.

W czym pomagają relacje towarzyskie z Putinem?

Uzależnienie Europy od rosyjskiego gazu na dobre zaczęło się, gdy Gerhard Schröder (kanclerz Niemiec w latach 1998–2005) zameldował się w służbie rosyjskiego biznesu. „W Petersburgu 29 września 2017 r. podczas nadzwyczajnego zgromadzenia akcjonariuszy rosyjskiego koncernu naftowego Rosnieft (to największy, kontrolowany przez państwo, rosyjski koncern naftowy; odpowiada za blisko 35 proc. wydobycia i prawie 50 proc. eksportu ropy w Rosji) dokonano wyboru Gerharda Schrödera na przewodniczącego Rady Dyrektorów firmy” – napisali Szymon Kardaś i Konrad Popławski z Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie. Schröder był już wtedy szefem komitetu akcjonariuszy spółki Nord Stream AG, kontrolowanej przez Gazprom i odpowiadającej za eksploatację gazociągu Nord Stream. „Dla Rosnieftu nominacja Schrödera mogła być instrumentem lobbingu na rzecz uzyskania prawa do eksportu własnego gazu za pośrednictwem rurociągów (od 2013 r. Rosnieft ma taką możliwość w odniesieniu do LNG). Schröder, związany z Gazpromem poprzez spółkę Nord Stream AG, pozostaje w bliskich relacjach towarzyskich z Władimirem Putinem. Nie można wykluczyć, że jednoczesne powiązania Schrödera z Rosnieftem i Gazpromem są przez prezesa Rosnieftu Igora Sieczina (od dawna uznawany za prawą rękę Putina, jego majątek oceniany był na co najmniej 800 mln dol. dopóki 28 lutego 2022 r. Unia Europejska nie nałożyła na niego sankcji) postrzegane jako istotne wzmocnienie pozycji lobbingowej względem prezydenta Rosji, którego stanowisko jest kluczowe dla wszelkich strategicznych zmian w rosyjskim sektorze gazowym” – napisali analitycy OSW. „Były kanclerz Niemiec reprezentujący interesy dwóch państwowych firm energetycznych, mógłby zwiększać szanse na przyjęcie takiej wersji liberalizacji, która byłaby korzystna dla Rosnieftu, nie naruszając jednocześnie zbytnio interesów Gazpromu” – dodali.

Nowe oblicze globalizacji

Dla Rosji Schröder jako szef Rady Dyrektorów Rosnieftu mógł też stać się cennym instrumentem w dyplomatycznych działaniach na rzecz znoszenia unijnych i amerykańskich sankcji wprowadzonych wobec Rosji. Te działania mogły być skuteczne, bo początkowa krytyka, która spadła na Schroedera z biegiem czasu ucichła. A bywała ona bardzo ostra – Reinhard Bütikofer z Zielonych uznał, że ta nominacja uczyni z byłego kanclerza „płatnego sługę Kremla”. Schröder nie miał jednak oporów i nawet wtedy, gdy w Ukrainie trwał już ostry konflikt, przekonywał do swej polityki, a komentując sankcje wobec Rosji, podkreślił, że te powinny być nałożone „z wyczuciem”.

Dlaczego niemieckie plany wyglądają mizernie?

Niemiecki rząd przyjął co prawda w ramach nowej strategii plany zwiększenia wydatków na obronność, ale pomoc Ukrainie i członkom NATO wygląda mizernie. Jak podaje Deutsche Welle, „Niemcy nie osiągną celu NATO w postaci 2 proc. PKB na obronność w 2023 i od 2026 roku, pomimo 100-miliardowego specjalnego funduszu dla Bundeswehry”. Jako przyczyny tej sytuacji Instytut Gospodarki Niemieckiej podaje duży wzrost cen, opóźnienia w realizacji zamówień na uzbrojenie oraz niedofinansowanie Bundeswehry w planach budżetowych rządu.

Scholz przyznaje, że w latach 90. liczono, że Rosja stanie się „partnerem Zachodu, a nie przeciwnikiem, jakim był Związek Radziecki” – napisał kanclerz Niemiec w tekście opublikowanym na łamach pisma „Foreign Affairs” (amerykański periodyk wydawany przez Radę Stosunków Międzynarodowych, jednym z założycieli i pierwszym przewodniczącym organizacji był Paul Warburg, szef amerykańskiego oddziału niemieckiego koncernu I. G. Farben). Uznanie Rosji za dobrego partnera w biznesie, a nie zimnowojennego wroga sprawiło, że większość krajów europejskich podobnie jak Niemcy zmniejszyła liczebność armii i budżety na obronę. „W przypadku Niemiec uzasadnienie było proste: po co utrzymywać duże siły obronne liczące około 500 tys. żołnierzy, skoro wszyscy nasi sąsiedzi wydawali się być przyjaciółmi lub partnerami?” – napisał Olaf Scholz. Teraz Niemcy chcą nie tylko wzmocnienia własnej armii, ale nawet budowy europejskich sił zbrojnych. Według kanclerza, zakupy broni w UE mają być ujednolicone, bo Niemcy zauważają obecny problem zbyt wielu różnych systemów uzbrojenia. Zdaniem Scholza państwa UE muszą też zmienić zasady dotyczące eksportu wspólnie wyprodukowanych systemów wojskowych i zrobić szybkie oraz spektakularne postępy w zakresie wspólnej obrony przestrzeni powietrznej i kosmicznej. Niemcy mają zyskać nowe zdolności w tym zakresie dzięki projektowi European Sky Shield. To inicjatywa, której przewodniczą Niemcy, mająca na celu stworzenie europejskiego systemu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Do projektu przystąpiło 14 państw europejskich.

Uznanie Rosji za dobrego partnera w biznesie, a nie zimnowojennego wroga sprawiło, że większość krajów europejskich podobnie jak Niemcy zmniejszyła liczebność armii i budżety na obronę.

Scholz i uzasadnia zmiany w polityce energetycznej Niemiec?

W artykule na łamach „Foreign Affairs” niemiecki polityk przyznaje co prawda rację takim krajom jak Polska, które ostrzegały, że Putin zdecyduje się użyć energetyki jako broni, odcinając dostawy do Niemiec i reszty Europy. „Ale obecnie Niemcy całkowicie wycofały się z importu rosyjskiego węgla, a import rosyjskiej ropy do UE wkrótce się skończy. Wyciągnęliśmy wnioski: bezpieczeństwo Europy zależy od dywersyfikacji dostawców energii i szlaków przesyłowych oraz od inwestowania w niezależność energetyczną. We wrześniu uświadomił nam to sabotaż na gazociągach Nord Stream 1 i 2” – tak Scholz uzasadnia zmiany w polityce energetycznej Niemiec. „Aby zaradzić potencjalnym niedoborom energii w Niemczech i całej Europie, mój rząd tymczasowo przywraca do sieci elektrownie węglowe i pozwala niemieckim elektrowniom jądrowym działać dłużej niż pierwotnie planowano” – dodał. Dla wielu to szok, bo Niemcy są głównym orędownikiem zielonej rewolucji w UE. „Odejście od paliw kopalnych zwiększy zapotrzebowanie na energię elektryczną i zielony wodór, a Niemcy przygotowują się do tego, znacznie przyspieszając przejście na odnawialne źródła energii, takie jak energia wiatrowa i słoneczna. Nasze cele są jasne: do 2030 roku co najmniej 80 procent energii elektrycznej zużywanej przez Niemców będzie pochodzić ze źródeł odnawialnych, a do 2045 roku Niemcy osiągną zerową emisję gazów cieplarnianych netto, czyli neutralność klimatyczną” – deklaruje kanclerz Niemiec. Niemcy proponują więc to, czego chce Komisja Europejska, że jedyną receptą na braki i zawodność zielonej energii jest jej zwiększenie.

Niemcy stworzyły też plany importu skroplonego gazu ziemnego z rynku globalnego poza Europą – który zastępuje rosyjskie paliwo i postanowili też, że powstaną pływające terminale LNG na niemieckim wybrzeżu.

W czyim interesie jest dążenie do ściślejszej integracji UE?

Scholz napisał też w „Foreign Affairs”, że podobnie jak jego poprzedniczka Angela Merkel, chciałby za wszelką cenę utrzymać procesy globalizacyjne, w tym otwarty handel, który pozwoliłby dalej umacniać gospodarczą pozycję Niemiec nie tylko w UE, ale i na całym świecie.

Surowcowe puzzle

Rząd niemiecki nadal dąży też do ściślejszej integracji UE, opartej tradycyjnie na osi Berlin–Paryż. „Jeśli chodzi o politykę fiskalną, Unia utworzyła fundusz odbudowy i zwiększania odporności, który pomoże również sprostać obecnym wyzwaniom związanym z wysokimi cenami energii. Unia musi też zrezygnować z egoistycznej taktyki blokowania procesów decyzyjnych, eliminując możliwość zawetowania przez poszczególne kraje pewnych środków. W miarę jak UE rozszerza się i staje się aktorem geopolitycznym, szybkie podejmowanie decyzji będzie kluczem do sukcesu. Z tego powodu Niemcy proponują stopniowe rozszerzanie praktyki podejmowania decyzji większością głosów na obszary objęte obecnie zasadą jednomyślności, takie jak unijna polityka zagraniczna i fiskalna” – czytamy w artykule kanclerza Scholza. Wierzy on, że silna UE pod przewodnictwem Berlina, w której i polityka zagraniczna, i polityka fiskalna będą wspólne, utrzymają międzynarodowy ład „nie ulegając fatalistycznemu poglądowi, że świat jest skazany na ponowny podział na rywalizujące ze sobą bloki”, tym razem zdominowane przez USA i Chiny.

Znamienne jest też to, że – zdaniem Scholza – Niemcy nadal ponoszą odpowiedzialność za światową walkę „z siłami faszyzmu, autorytaryzmu i imperializmu”.

Kanclerz chce też rozszerzenia Unii Europejskiej o Ukrainę, Mołdawię, Gruzję i sześć krajów Bałkanów Zachodnich. Dodatkowy cel jest taki, by UE stała się największym rynkiem wewnętrznym na świecie i by wyznaczała „światowe standardy w zakresie handlu, wzrostu, zmiany klimatu i ochrony środowiska”, ściągała najlepszych naukowców do Europy i innowacyjne przedsiębiorstwa, aby zapewnić „niezrównany dobrobyt społeczny”. Niemiecki rząd chce też dalszego szerokiego otwierania granic dla migrantów, choć zarówno Berlin jak i inne zachodnie stolice mają coraz większe problemy z przybyszami. Niemcy liczą na wykwalifikowanych pracowników, których potrzebują unijne rynki pracy.

(©PAP)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Rosyjski błąd

Kategoria: Trendy gospodarcze
Inwazja Rosji na Ukrainę przyniosła wiele niespodzianek. Większość obserwatorów wyraziła swoje zaskoczenie intensywnością oporu ze strony Ukraińców i ich stronników. Robert Service, profesor historii rosyjskiej na Uniwersytecie Oksfordzkim, uznał niedocenienie rzeczywistej siły Ukrainy za poważny błąd.
Rosyjski błąd