Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Bankierzy centralni nie mają wpływu na wszystko

Obecny kryzys z punktu widzenia polityki pieniężnej nie ma precedensu. Jak na razie nie ma ryzyka inflacji. Trzeba jednak uważać, by nie kontynuować działań specjalnych, gdy pandemia już minie - przekonuje Paul Tucker, były wiceszef Banku Anglii.
Bankierzy centralni nie mają wpływu na wszystko

Paul Tucker (CC BY-NC-ND European Central Bank)

Obserwator Finansowy: Co z perspektywy polityki pieniężnej różni obecny kryzys od poprzednich?

Paul Tucker: Prawie wszystko. Mamy do czynienia z administracyjnym zamknięciem dużej części gospodarki, nie powinniśmy więc patrzeć na działania banków centralnych jak na stymulowanie zagregowanego popytu, skoro podaż została zamrożona. Zamiast tego lepiej spojrzeć na nie jako na próbę zapewnienia gotówki tam, gdzie jest potrzebna – w gospodarstwach domowych i w przedsiębiorstwach, które dzięki temu unikną rujnujących całą gospodarkę bankructw. Chodzi właściwie o utrzymanie gospodarki w anabiozie – stanie obniżonej aktywności, który pozwala przetrwać kryzys. I co do zasady, to w ogóle nie jest zadaniem niezależnego banku centralnego – z naciskiem na “niezależny”. Banki centralne, odpowiadając na skutki pandemii, zaczęły realizować politykę rządów, tak jak miało to miejsce w latach 30. i 80. XX wieku.

Czyli robią to, co w normalnych czasach uznawane jest za wielki grzech przez wszystkie podręczniki – wspierają politykę fiskalną rządu.

Więcej niż fiskalną! Wspierają politykę rządu w zakresie powstrzymywania i zwalczania pandemii całościowo, ale mają ku temu dobry powód: kryzys zagrażający przetrwaniu. Nikt nigdy nie powiedział, że podręcznikowe recepty na bankowość centralną powinny być stosowane na przykład w obliczu zwykłej wojny. W trakcie II Wojny Światowej Rezerwa Federalna USA i Bank Anglii nie działały jak zwykłe banki centralne. Stan wyjątkowy to stan, w którym mobilizujemy wszystkie instytucje. To jest cel.

Pandemia to wojna?

Nie w klasycznym sensie, ale jest podobny pod jednym fundamentalnym względem. Podstawową funkcją państwa jest zapewnienie bezpieczeństwa i stabilności. To niezbędny warunek dla wszystkich innych działań społeczeństwa, łącznie z produkcją i wymianą gospodarczą. Dzisiaj – podobnie jak podczas wojny – oczywiste jest, że bezpieczeństwo ludzkie jest zagrożone, dlatego imperatywem rządu jest ochrona zdrowia obywateli, a przy tym minimalizacja szkód gospodarczych i społecznych. A zadaniem banków centralnych jest pomaganie rządom w kupowaniu czasu, aby zgromadzić odpowiednie zasoby medyczne i by zapewnić gospodarce bezpieczne funkcjonowanie pod przymusem lockdownu.

Dziś, jak w czasie wojny, zadaniem banków centralnych jest pomaganie rządom w kupowaniu czasu, aby zgromadzić odpowiednie zasoby medyczne

A gdybym pytanie o warunki, w jakich bank centralny może wybiegać poza swoją wyznaczoną funkcję, zadał przed pandemią? Wymieniłby Pan wśród nich właśnie takie zagrożenie zdrowia publicznego?

Myślę, że tak, choć oczywiście zależy to od natury i zagrożenia konkretną pandemią. Podobnie jak cyberatak, pandemia jest czymś, co powinno być brane pod uwagę jako potencjalne ryzyko w stress testach systemu bankowego prowadzonych przez banki centralne. Niektóre rządy od kilku już lat brały pod uwagę ryzyko pandemii, więc – patrząc wstecz – żal, że banki centralne nie rozmawiały z nimi na ten temat i nie wyciągały nauki chociażby z doświadczeń z epidemią SARS z Azji Wschodniej z początku millenium.

Kwoty, jakie “produkuje” się dzisiaj od ręki, by pomóc gospodarce, idą w sumie w biliony dolarów. Czy banki centralne są nieograniczone w dodruku pieniądza?

Są ograniczone, ale nie w sensie fizycznym. Technicznie rzecz biorąc, mogą kreować dowolne kwoty swoich pieniędzy (papierowych lub elektronicznych), ale ważne jest, czy ludzie te pieniądze akceptują. Wraz z akceptacją, kończy się sens dodruku. Nie jest to oczywiście miejsce, w którym teraz jesteśmy. Nie chcę też powiedzieć, że poza tym nie ma żadnych ograniczeń dla zdolności banków centralnych do stymulowania dodatkowych wydatków w gospodarce. Ponieważ stopy procentowe są dzisiaj bliskie zeru, ich standardowa funkcja dla polityki pieniężnej będzie nieco ograniczona, gdy gospodarka ponownie się otworzy.

Recesje można łagodzić, ale trzeba działać szybko

Czyli akurat pod względem popytu na pieniądz z banków centralnych sytuacja dzisiejsza i sytuacja sprzed 12 lat są porównywalne?

Tak, w tym mechanicznym sensie zapewniania płynności. Spójrzmy jednak na istotne różnice. Po pierwsze w obecnym kryzysie, jak dotąd system bankowy działa bez problemów, chociaż czujność w tym zakresie będzie potrzebna, jeśli gospodarka będzie działać na zwolnionych obrotach przez długi czas. Po drugie, to gospodarstwa domowe i firmy niefinansowe, a nie Wall Street, potrzebują teraz gotówki. Po trzecie, banki centralne nie mogą rozdawać pieniędzy, mogą tylko pożyczyć lub kupić aktywa różnego rodzaju. Z drugiej strony rządy mogą udzielać dotacji rodzinom i firmom, a także gwarantować kredyty bankowe. Zwiększa to deficyt, więc jeśli rząd nie będzie mógł zaciągać pożyczek na rynkach kapitałowych, może zaciągać pożyczki od banków centralnych. To oczywiście byłoby poważne posunięcie i kluczową kwestią jest to, żeby w razie zaistnienia takiej konieczności opracować jasny plan wyjścia z tego trybu.

A to takie proste? Nie dość, że politycy mogą tego instrumentu nadużywać, to przecież bankierzy centralni także nie są nieomylni. Mogą popełnić błąd nie ze względu na złe intencje, ale ze względu na zwyczajne przeszacowanie w kalkulacjach. Np. dzisiaj mamy oczywistą sytuację, gdy rośnie popyt na pieniądz, ale czy będzie równie oczywistym moment, gdy rosnąć przestanie? Jeśli się tego momentu nie wychwyci, ryzyko inflacji się zmaterializuje.

To prawda, ale powinniśmy patrzeć na tę kwestię we właściwym kontekście. Demokracja jest najlepszym znanym w historii systemem radzenia sobie z wyzwaniami stawianymi przez władzę jako taką. Rolę banków centralnych należałoby postrzegać w ramach konstytucyjnej reguły podziału władzy. Skoro zatem w demokracjach to wybrany parlament decyduje o podatkach, egzekutywa nie może zajmować się także polityką pieniężną, gdyż mogłaby drukować pieniądze na finansowanie swoich wydatków. To zadanie powinny dzierżyć właśnie banki centralne, poddane dokładnie zaprojektowanym ograniczeniom, o czym piszę szerzej w mojej książce “Unelected Power” (“Niewybrana władza”). I teraz – w kwestii omylności banków centralnych pamiętajmy, że w przypadku zwykłej polityki pieniężnej większość błędów ma zazwyczaj charakter krótkotrwały, ponieważ komitet monetarny resetuje politykę mniej więcej 8-12 razy w roku. Może dokonywać korekt w miarę upływu czasu. Porównajmy to z prawodawstwem i regulacjami, w których znacznie trudniej jest cofnąć lub zmienić błędny kurs.

Decydenci monetarni mogą popełniać poważne błędy, zgadzam się, ale mechanizm autokorekty zmniejsza to ryzyko w porównaniu z innymi politykami rządowymi. Każdy rząd, oczywiście, ma tendencję do naciskania na banki centralne, by zaspokajały jego potrzeby, ale banki centralne muszą umieć i – na co są historyczne przykłady – potrafią mówić nie, gdy trzeba. Np. podczas II Wojny Światowej, głównym zadaniem Fed było obniżanie kosztów finansowania działań militarnych państwa. To zadanie było realizowane także po wojnie i w latach 50 w trakcie wojny koreańskiej. Fed musiał skupować coraz więcej obligacji skarbowych, żeby utrzymywać na niskim poziomie zwroty z tych obligacji. Marriner S. Eccles, ówczesny szef Fed chciał powoli wycofać się z tej polityki, ale prezydent Truman wściekł się i nie chciał mu na to pozwolić. Oskarżył nawet Fed o zdradę stanu. Walka trwała rok, to był prawdziwy dramat ludzki. W końcu Eccles postawił na swoim.

Ale dzisiaj największe banki centralne nie stawiają na swoim…

Bo chociaż zdolność banków centralnych do odmowy rządowi jest bardzo ważna, to nie znaczy, że powinna być absolutna. Na przykład Bank Anglii może powiedzieć „nie”, ale rząd może następnie wykorzystać swoje ustawowe uprawnienia do zawieszenia jego niepodległości. Europejski Bank Centralny jest w innej sytuacji, ponieważ jego niezależność gwarantowana jest w traktacie, który byłoby niezwykle trudno zmienić.

Wróćmy do zagrożenia inflacją. Czy może wyłożyć mi pan łopatologicznie raz jeszcze tę kwestię? Oto mamy wielki popyt na pieniądz i wielki dodruk, jednocześnie spada produkcja i konsumpcja. Te dodatkowe pieniądze potrzebne są gospodarce do przetrwania – ale co jak już pandemia się skończy? Będziemy mieli świat, w którym  z powodu jakiegoś chińskiego nietoperza nie wyprodukowano dóbr, które inaczej by powstały i jednocześnie świat, w którym dodrukowano pieniądze, których inaczej by nie dodrukowano. Mniejsza produkcja, większa konsumpcja – czy to nie będzie oznaczać właśnie inflacji?

To problem, ale do rozwiązania. Nadejdzie chwila, kiedy banki centralne będą musiały pozbyć się dodatkowych pieniędzy z rynku, np. poprzez sprzedaż aktywów. Nie jest jednak łatwo przewidzieć, jak szybko ożywi się gospodarka, gdy minie ryzyko epidemiczne. Innym problemem jest to również, że po raz kolejny w historii światowa gospodarka, która jest już mocno zadłużona, ratowana jest przez zwiększanie jeszcze długu. Biorąc pod uwagę gniew związany z nierównościami i oszczędnościami panujący w wielu społeczeństwach jeszcze przed kryzysem Covid-19, podejrzewam, że wkrótce rozpoczną się dyskusje, czy i jak zwiększyć podatki bez zdławienia zachęt napędzających dynamikę gospodarczą. Bankierzy centralni będą musieli unikać tych debat. Muszą być powściągliwi w kwestiach polityki publicznej.

Dziwne, że kiedy mówimy o tych problemach gospodarczych, nie odnosimy się do kwestii produktywności. Musimy produkować bogactwo, aby spłacić długi. Ponieważ będzie więcej długów, powinniśmy produkować więcej. Tymczasem trendy produktywności na Zachodzie były negatywne od dziesięcioleci. W zależności od kraju mamy stagnację lub spadki.

Zgadzam się! Wzrost wydajności jest najważniejszą rzeczą dla poprawy warunków życia w perspektywie średnio i długoterminowej. Ma również głęboki wpływ na politykę. Wyobraźmy sobie, że żylibyśmy w świecie, w którym wzrost wydajności wynosi zero. Wszystko w naszym życiu gospodarczym byłoby grą o sumie zerowej. Każda polityka miałaby charakter dystrybucyjny, ponieważ jedna osoba mogłaby mieć się lepiej tylko wtedy, gdy wszyscy inni mieliby się gorzej. Dlatego ważne jest rozstrzygnięcie pytania, dlaczego od czasu kryzysu z lat 2008/09 wzrost wydajności był tak niski – czy z powodu nadmiernego zadłużenia, które byłoby trwałe, jak sugeruje Ken Rogoff, czy z powodu głębszych problemów, jak np. sekularna stagnacja, jak sugeruje Larry Summers? Nikt jeszcze nie zna odpowiedzi, dlatego rządy powinny przyjąć polityki skuteczne bez względu na to, które wyjaśnienie okaże się prawdą. To jeden z powodów, dla których w niektórych krajach ludzie domagają się wydatków na modernizację infrastruktury gospodarczej.

Poza tym, wracając do pandemii, to ona sama z siebie ma potencjał do stymulowania inwestycji. Im dłużej trwa blokada gospodarki, tym bardziej prawdopodobne jest, że w końcu pojawią się inwestycje dostosowujące rynek do zmian w upodobaniach konsumentów, zmian w technologii produkcji i łańcuchach dostaw, a także inwestycje zwiększające pole manewru w sytuacjach awaryjnych. Nasze gospodarki będą potrzebowały większej odporności.

Komputeryzacja nie przyspieszyła wzrostu wydajności, pobudzi ją kolejny przełom technologiczny

Przedsiębiorcy powiedzą, że utrzymywanie dużych rezerw jest nieefektywne, a właśnie niewystarczające rezerwy są dzisiaj źródłem kłopotów w wielu branżach.

Patrzmy na gospodarkę jako całość. Jest ona nieefektywna, gdy nie ma możliwości zamortyzowania skutków klęski żywiołowej, pandemii lub innego kryzysu. Wydajność nie oznacza minimalizacji kosztów przy założeniu, że wszystko będzie dobrze przez cały czas, na zawsze. Pandemia zastała świat nieprzygotowanym pod względem zasobów na przewidywalne problemy.

Zastanawiam się, jak patrzeć na wymuszoną popularność takich rozwiązań jak telepraca? Z jednej strony może to być sposób na zwiększenie wydajności firm, z drugiej zaledwie na utrzymanie już osiągniętej wydajności.

To rozstrzygnie rynek. Powinniśmy jednak spodziewać się zmian cen względnych. Na przykład, jeśli faktycznie popyt na powierzchnię biurową byłby spowolniony, mogą wystąpić spadki cen nieruchomości komercyjnych, co miałoby z kolei wpływ na ceny mieszkań.

Problemem podczas pandemii, która wymusza pomoc państwa, jest brak prywatnych oszczędności. Czy polityka niskich stóp procentowych, którą banki centralne stosują już od dawna, nie jest odpowiedzialna za ten brak? W końcu niskie stopy oznaczają niskie oprocentowanie depozytów.

Stopy oszczędności były niskie w wielu bogatych krajach jeszcze przed kryzysem 2007/08, więc nie jest to tylko wynik polityki pieniężnej ostatniej dekady. Ponadto niskie światowe realne stopy procentowe w ciągu ostatnich 20 lat były częściowo wynikiem wysokich stóp oszczędności w Azji i niskiego wzrostu wydajności. Bankierzy centralni nie mają wpływu na wszystko! Myślę, że powinni mówić o tym częściej niż to robią.

Niskie realne stopy procentowe w ciągu ostatnich 20 lat były też wynikiem wysokich stóp oszczędności w Azji i niskiego wzrostu wydajności. Bankierzy centralni nie mają wpływu na wszystko!

A to, że Bank Anglii, czy Fed utrzymywał tak długo po kryzysie 2008 r. politykę luzowania ilościowego nie było błędem? Naprawdę?

Nie mam tu jednoznacznej opinii. Ja sam pewnie w latach poprzedzających pandemię podejmowałbym inne decyzje. Ożywienie gospodarcze zdecydowanie zbyt mocno opierało się na polityce pieniężnej, co stymulowało podejmowanie nadmiernego ryzyka na rynkach finansowych i zniekształcało ceny aktywów. Wydaje mi się, że od około roku 2012/13 robiono zbyt mało, aby stymulować gospodarkę, mimo że politycy posiadali do dyspozycji większą liczbę instrumentów niż polityka banku centralnego. Ale winne są złe przyzwyczajenia.

Słucham?

Niech pan się postawi w roli ministra finansów. Coś strasznego się dzieje się w gospodarce, spotyka się pan ze mną jako bankierem centralnym i wspólnie decydujemy, że najlepszą odpowiedzią na problem jest podzielenie się zadaniami. Pan zrobi trochę stymulacji, a ja trochę luzowania ilościowego. To się może wydawać optymalnym wyjściem, ale tu wchodzi polityka. Pan jako minister finansów zaczyna sobie w końcu zdawać sprawę, że jeśli będzie prowadzić mniej aktywną politykę fiskalną, to ja jako bankier centralny będę musiał prowadzić aktywniejszą politykę pieniężną. Wewnętrzna dynamika naszego układu ciąży ku zwiększeniu roli banku centralnego, gdyż pan jako polityk nie chce ryzykować, że zrobi coś niepopularnego.

Kwestią strukturalną leżącą u podstaw nadmiernego polegania na bankierach centralnych jest to, że chociaż bank centralny jest prawnie zobowiązany do osiągnięcia określonych ustawowych celów, rząd nie. Tak więc, nie mając żadnych zobowiązań prawnych, politycy traktują priorytetowo kolejne wybory. Krytykuje się bankierów, bo niejako z konieczności zwracają na siebie uwagę, są faktycznymi aktorami, podczas gdy politycy są bierni. Część krytyki kierowana do bankierów centralnych powinna w rzeczywistości być skierowana do wybranych ministrów. Jest to największy problem w praktyce i architekturze polityki makroekonomicznej: politycy dowiedzieli się, że ich pasywność wymusza aktywność banku centralnego. Ta bierność może stać się nawykiem, i chyba w rzeczywistości się stała.

Naturalnie zbliżyliśmy się do zagadnień, które porusza pan w “Niewybranej władzy”: demokratycznej legitymacji dla działania banków centralnych. Z jednej strony gwarantujemy im niezależność, z drugiej chcemy uniknąć braku przejrzystości w ich działaniach. To nie jest kwestia czysto akademicka. Niedawno niemiecki Trybunał Konstytucyjny uznał, że Europejski Bank Centralny (EBC) przekroczył swoje uprawnienia, skupując obligacje krajów strefy euro. Co pańskim zdaniem jest tu źródłem problemu?

Nieadekwatna architektura instytucji europejskich. Na dwóch poziomach. Po pierwsze, nie istnieje równolegle do EBC odpowiadający mu organ fiskalny. Konsekwencją jest to, że EBC nie jest normalnym bankiem centralnym, a bankiem centralnym w obszarze walutowym bez organu podatkowego, którego członkowie chcą, aby ich projekt był kontynuowany w każdych okolicznościach. W konsekwencji EBC musi zawsze działać jak kawaleria amerykańska. W rzeczywistości jest to suweren gospodarczy, przynajmniej zgodnie z definicją (odrzucającego moralnie) niemieckiego teoretyka prawa Carla Schmitta: suweren jest tym, który decyduje w obliczu wyjątkowej sytuacji.

EBC ma więc olbrzymią władzę. A niemiecki wyrok jest słuszny?

Cóż, ​​decyzja niemieckiego trybunału konstytucyjnego nie dotyka istoty problemu, czyli architektury instytucjonalnej strefy euro. Nie jestem pewien, czy sędziowie przewidzieli znaczenie swojej interwencji dla obecnego systemu walutowego Europy. Być może Bundesbank powinien na przyszłość jasno określić z pomocą EBC zasady ustalania “proporcjonalności” polityki EBC.

EBC w walce z pandemiczną niepewnością

Czy Fed ma podobne problemy z demokratyczną legitymacją dla swoich nietypowych działań? Dzisiaj np. dowiadujemy się, że amerykański bank centralny będzie udzielał bezpośrednich pożyczek sektorowi MŚP, z pominięciem banków prywatnych. Pierwszy raz od lat 30 XX w.

Tam kłopot polega na tym, że obiecując wsparcie dla rynku obligacji śmieciowych, Fed uratuje niektóre nadmiernie zadłużone firmy i ich inwestorów na niepublicznym rynku kapitałowym. Stwarza to problemy związane z pokusą nadużycia, bo gospodarka rynkowa nie będzie efektywnie alokować zasobów, jeżeli kierunek inżynierii finansowej wyznaczany jest przez konieczność uratowania podatnika. Istotnie stawia to Fed przed problemami z legitymacją. Bank będzie musiał wprowadzić polityki ograniczające nadmierne pożyczkowanie i koniec końców jak najszybciej się z pożyczania pieniędzy na “main street“ wycofać. Pamiętajmy jednak, że kwestię wsparcia sektora prywatnego należy oddzielić od polityki pieniężnej. Bank centralny jest przecież w stanie, aby nie zmieniać wielkości bazy monetarnej, jednocześnie skupować papiery skarbowe. W ten sposób staje się animatorem rynku “ostatniej szansy”, ale nie wpływając na ceny. Ogólnie wszystko to stanowi kolejny przejaw ogólnego problemu, który już opisałem: kongres jest wolny, bank centralny szybki.

A dlaczego właściwie banki prywatne nie udzielają pożyczek na main street?

Być może z powodu ryzyka, a być może oczekują działań ze strony banków centralnych i rządów.

Bank centralny może je chyba do aktywności jakoś zdopingować, prawda?

Cóż, może ograniczyć pokusę nadużycia. EBC dał doskonały przykład, zakazując bankom wypłacania dywidend i wysokich premii, pociągając za sobą banki centralne Szwajcarii i Anglii. Fed nie poszedł w ich ślady, co jest wyjątkowo złą decyzją z ich strony. Jeśli bank centralny stanie się substytutem dla całego systemu bankowego, oznaczać to będzie umożliwienie bankierom podziału zysków w sytuacji, gdy powinni odkładać je na poczet strat, które mogą się pojawić, jeśli pandemia się utrzyma.

Właśnie. Jak długo może trwać ten kryzys?

Nie mam pojęcia, jak długo. Ogromne znaczenie będzie miało to, czy kryzys zdrowotny minie do jesieni, czy też dopiero, gdy pojawi się szeroko dostępna szczepionka. Problem w tym, że ten wirus mutuje i bardzo możliwe, że jedno szczepienie nie wystarczy. Dlatego owo częściowe odmrożenie gospodarki, które w niektórych krajach ma miejsce, powinno być starannie zaprojektowane i kontrolowane. Sugerowany przez niektórych konflikt między zdrowiem a ekonomią jest pozorny. Jeśli liczba infekcji i ofiar śmiertelnych wzrośnie, to czy naprawdę sądzimy, że wszyscy chętnie pójdą do pracy i na zakupy? Wyzwanie polega na zaprojektowaniu produkcji i usług, w tym transportu publicznego, tak aby ludzie byli w miarę bezpieczni. Tymczasem system bankowy musi być przygotowany na najgorsze, a niestety niektóre banki centralne popełniły duży błąd, odwołując swoje coroczne stress testy. To najgorszy możliwy czas na taką decyzję: powinny one te stress testy kontynuować, ale z innym, bardziej zniuansowanym, scenariuszem. Obawiam się, że kryzysy gospodarcze przypominają kręgi piekielne Dantego: w każdym, w którym się znajdujemy, sytuacja może się pogorszyć. Nie twierdzę, że będzie gorzej, ale należy to robić na wszelki wypadek.

Sugerowany przez niektórych konflikt między zdrowiem a ekonomią jest pozorny. Jeśli liczba infekcji i ofiar wzrośnie, to czy naprawdę sądzimy, że wszyscy chętnie pójdą do pracy i na zakupy?

Czy obecny kryzys kazał zrewidować Panu przepis na reformę bankowości centralnej, który zaprezentował Pan w “Niewybranej władzy” ?

Nie. Celem książki było opisanie, w jaki sposób ogólne wartości demokracji konstytucyjnej powinny odnosić się do banków centralnych, jeśli te potężne instytucje mają być w pełni legalne. Jednym z zaleceń zawartych w książce jest to, że niezależnym ekspertom należy przekazywać tylko te zadania, które wiążą się z problemem „wiarygodnego zaangażowania”, czyli takie, które – aby były skutecznie wdrażane – muszą być realizowane niezależnie od cyklu politycznego. Co więcej, cedowanie to powinno opierać się na jasno określonym celu do osiągnięcia, którego realizację można śledzić i oceniać. Ponadto niezależne banki centralne powinny być przejrzyste i publikować swoje zasady działania. Mógłbym kontynuować, ponieważ książka wymienia wiele innych reguł projektowania instytucji, ale jasne jest, że dzisiaj banki centralne nie spełniają częściowo nawet tych, które już wymieniłem. Dlatego np. dzisiaj nie wiadomo, jaką strategię przyjmują banki centralne w walce z kryzysem; co zamierzają osiągnąć i jak możemy ocenić ich sukces. Po części dlatego powiedziałem, że w tej chwili bardziej przypominają one zadaniowy wydział ministerstwa finansów, mówiąc ogólnie, z lat 30. i 80. XX wieku.

Na koniec pytanie praktyczne. Jestem dziennikarzem ekonomicznym, co oznacza, że lubię się wymądrzać na temat pieniędzy. A jednak gdy patrzę na stan mojego konta i myślę, czy te oszczędności są bezpieczne, nie wiem wiele więcej od fryzjera, czy dostawcy pizzy. Mamy bardzo niepewne czasy. Istnieje jakiekolwiek zagrożenie dla naszych oszczędności?

Depozyty banków detalicznych są gwarantowane przez państwo w celu powstrzymania runów. Ich wiarygodność zależy więc od stanu danego państwa. Weźmy strefę euro. Wszyscy mówią, że funkcjonuje tam jeden pieniądz, ale to nie do końca prawda. Istnieje jedna waluta i 19 rodzajów prywatnych rodzajów pieniądza, ponieważ strefa euro ma 19 krajowych systemów bankowych z 19 różnymi systemami gwarancji depozytów, wspieranych przez 19 różnych państw o ​​różnym stopniu odporności gospodarczej. W tym sensie istnieje tam jedna polityka pieniężna, ale nie ma unii walutowej opartej na jednym pieniądzu. Dlatego ludzie wzywają do wprowadzania gwarancji wzajemnych dla depozytów w całej strefie euro.

– Rozmawiał: Sebastian Stodolak

Paul Tucker – brytyjski ekonomista, członek Komitetu Polityki Pieniężnej Banku Anglii w latach 2002-2013 oraz wiceszef Banku Anglii w latach 2009-2013, obecnie prezydent National Institute of Economic and Social Research oraz prezes The Systemic Risk Council, w którym starszym doradcą jest Jean-Claude Trichet; zajmuje się pracą naukową na Harvardzie; autor książki “Unelected power.”

Paul Tucker (CC BY-NC-ND European Central Bank)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane