CC BY-NC-ND IMF Photo/Andrew Caballero-Reynolds
Debata „Globalna gospodarka: Stare kompromisy i nowe wyzwania” odbyła się 11 listopada i prowadził ją główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego Pierre-Olivier Gourinchas. Politykę najważniejszego banku centralnego świata komentował zaś Jason Furman, profesor Harvard Kennedy School i były Dyrektor Narodowej Rady Ekonomicznej USA.
„Przez ostatnie dwa lata widziałem bardzo dużo komentarzy ekonomicznych, które określiłbym jako posybilizm. W zeszłym roku argument za tym, że nie będzie inflacji brzmiał: jest możliwe, że mnożnik jest niski, jest możliwe, że pandemia nie uczyniła szkód w łańcuchach dostaw (…) jest możliwe, że podwyżki płac, które widzimy nie przełożą się na wzrosty cen, jest możliwe, że zakotwiczone oczekiwania inflacyjne zakotwiczą inflację w krótkim i długim terminie. Każde z tych stwierdzeń nie było całkowicie szalone samo w sobie, ale razem opisywały 85 proc. albo nawet 99 proc. szczęśliwych rezultatów, a nie 50 proc.” – zauważył Jason Furman.
Dodał, że i „miękkie lądowanie” gospodarki USA przyjmowane jest na tej samej zasadzie niemal jako pewnik. Spróbował więc sam oszacować prawdopodobieństwa różnych scenariuszy.
Fed w dobrym miejscu
Jego zdaniem na miękkie lądowanie rozumiane jako bazowy indeks cen wydatków konsumpcyjnych (PCE Core) poniżej 3 proc. w drugim kwartale 2023 r. przy stopie bezrobocia poniżej 4,5 proc. w 2023 r. jest tylko 13 proc. szans. Na twarde lądowanie skutkujące zbiciem inflacji, ale bezrobociem przekraczającym 4,5 proc. widzi 23 proc. szans, na przegrzanie koniunktury (bezrobocie poniżej 4,5 proc., ale PCE Core powyżej 3 proc.) 28 proc. szans, a 36 proc. szans przypisuje scenariuszowi stagflacji lub inaczej niekompletnemu twardemu lądowaniu. Oznaczałby on, że zarówno inflacja PCE Core w drugim kwartale 2023 r. wciąż będzie przekraczać 3 proc. w skali rocznej, jak i maksymalna stopa bezrobocia w 2023 roku będzie wyższa niż 4,5 proc.
Jason Furman: Na miękkie lądowanie gospodarki USA jest 13 proc. szans.
„Co więc Fed powinien robić obecnie? Myślę, że są z grubsza w dobrym miejscu. (…) Ogólnie rzecz biorąc, nie ma powodu, by Fed musiał utrzymywać 75 punktów bazowych. Zejście do 50 pb., a nawet do 25 pb. byłoby dla mnie w porządku, ale jeśli zaskoczą w bardzo gołębim kierunku, a warunki finansowe się poluzują, to uczyni mnie bardziej niespokojnym dlatego, że uważam, że potrzebujemy bardziej zacieśnionych niż luźniejszych warunków finansowych i wolałbym ich nie zobaczyć rozluźnionych by potem to cofać. Lepiej mieć zaostrzone i wygładzać po drodze” – tłumaczył Jason Furman.
To czy Fed jest w dobrym miejscu i czy uda mu się miękkie lądowanie jest niezwykle ważne dla globalnej gospodarki, a szczególnie dla strefy euro, która z opóźnieniem porusza się po ścieżce wytyczonej przez Fed. Philip Lane, główny ekonomista Europejskiego Banku Centralnego zasygnalizował to, prezentując dekompozycję inflacji w strefie euro.
Europejski problem z energią
„O ponownym otwarciu europejskiej gospodarki mówimy dopiero od marca, kwietnia 2022 roku. W październikowych danych wciąż mamy wzrost cen hoteli o 21 proc. rok do roku, cen biletów lotniczych o 33 proc. rdr. Stany Zjednoczone doświadczyły tego wcześniej” – wyjaśniał.
Między obu stronami Atlantyku jest jednak zasadnicza różnica w skali wzrostu cen energii. Inflacyjny szok w Europie ma głównie takie podłoże. Od grudnia 2019 roku ceny energii wzrosły aż o 60,9 proc., a skoro energia odpowiada za 5 do 10 proc. kosztów w zależności od sektora gospodarki, to przełożyło się to z czasem nawet na inflację bazową.
Philip Lane: Od grudnia 2019 r. ceny energii w strefie euro wzrosły o 60,9 proc., a energia odpowiadają za 5 do 10 proc. kosztów w zależności od sektora.
„Widzimy w cenach energii od czerwca 2021 roku, że w niektórych krajach jak np. Hiszpania albo Holandia, było już duże przeniesienie, w innych krajach wciąż go jeszcze nie ma. Myślimy więc w EBC, że ten efekt przeniesienia na ceny detaliczne jeszcze się nie skończył” – prognozował główny ekonomista EBC.
Oszacował jeszcze, że w 19 proc. osłabieniu euro do dolara od początku 2021 roku aż 8 pkt. proc. można przypisać niekorzystnym zmianom „terms of trade”, bowiem Europa jest dużym eksporterem, który podnosi ceny, ale nie w takim stopniu w jakim rosną jego rachunki za energię.
„Wyobraźmy sobie, że jest zwrot kierunku trendu terms of trade, jak to może wspierać kurs wymiany” – rozmarzył się Philip Lane. Przy czym być może na tę ścieżkę już wkraczamy. Od momentu wypowiedzenia tych słów, do środowego posiedzenia Fed euro nie tylko przerwało spadki wobec dolara, ale i umocniło się o ponad 2 proc. Przy czym to chyba bardziej efekt zadyszki dolara niż siły euro.
Patrzmy też na Chiny
Ta „zadyszka dolara” jest ważna dla Europy, ale jeszcze ważniejsza dla rynków wschodzących. O problemie ich zadłużenia mówiła Carmen Reinhart, profesor Harvard Kennedy School.
„Wszyscy żyjemy w strachu aby na rynkach wschodzących nie powtórzył się kryzys zadłużenia z lat 1980 (…) To niedopowiedzenie, że była to stracona dekada, szczególnie dla krajów o niskim dochodzie to były blisko dwie stracone dekady, ale nie jesteśmy jeszcze w takim miejscu. To dobra wiadomość” – mówiła Carmen Reinhart.
Jej zdaniem do kryzysu na rynkach wschodzących w latach 1980, a przedtem w latach 1930 musiały zaistnieć jednocześnie trzy warunki: duży wzrost globalnych stóp procentowych, duży spadek napływu kapitału oraz spadek cen surowców, których rynki wschodzące są eksporterami. Dziś spełnione są dwa pierwsze warunki, ale też z zastrzeżeniami.
Po pierwsze stopy procentowe wzrosły relatywnie mniej niż przy poprzednich kryzysach zadłużeniowych i nic na świecie jeszcze nie „pękło”. Po drugie relatywnie mniejsze niż w poprzednich epizodach są poziomy krajowego zadłużenia zewnętrznego (choć dług wewnętrzny i sektora prywatnego to już inna historia).
Stopy procentowe wzrosły relatywnie mniej niż przy poprzednich kryzysach zadłużeniowych i nic na świecie jeszcze nie „pękło”.
Są też jednak różnice na niekorzyść i sprowadzają się do roli Chin we współczesnej gospodarce. Carmen Reinhart zauważyła, że mocno wzrosły koszty obsługi długu dolarowego i nawet Chiny są dużym wierzycielem zadłużenia denominowanego w amerykańskiej walucie.
„Kolejny minus, który bardzo się różni od konsekwencji Globalnego Kryzysu Finansowego jest taki, że kiedy USA i Europa weszły w recesję (…) Chiny rosły bardzo szybko i to był duży motor wzrostu dla rynków wschodzących, bo stymulował handel i popyt na surowce (…) Chiny nie będą tym motorem wzrostu tym razem” – ostrzegła Carmen Reinhart.
Nie oznacza to jednak, że scenariuszem bazowym czołowych ekonomistów jest powtórka takiej recesji w USA i Europie jak w 2008 roku. Tego raczej uda się uniknąć. Niemniej wygląda na to, że miękkie lądowanie w USA będzie trudniejsze niż dzisiejszy konsensus zakłada, a i wieści z chińskiego rynku powinniśmy śledzić z uwagą.
Całość debaty można obejrzeć tu.