Jak wiadomo z danych Analiz Online, polskie TFI zmierzyły się w marcu z masową ucieczką kapitału – odkupienia jednostek sięgnęły 20 mld zł. Ponieważ dotknęło to przede wszystkim funduszy dłużnych, musiały one pozbywać się najbardziej płynnych aktywów, czyli obligacji skarbowych. Skalę tych transakcji pokazały opublikowane niedawno statystyki Ministerstwa Finansów.
Wynika z nich, że wartość SPW (skarbowych papierów wartościowych) posiadanych przez fundusze zmniejszyła się w marcu o 14,8 mld zł. To blisko 23 proc. łącznego portfela obligacji skarbowych!
Pomocne interwencje
Jednak nie tylko fundusze wyprzedawały polski dług. Zaangażowanie w tę klasę aktywów zmniejszyli także inwestorzy zagraniczni (o 5,4 mld zł, czyli o 3,4 proc. stanu posiadania z lutego), firmy ubezpieczeniowe (0,9 mld zł, czyli 1,3 proc.), a także mniejsze grupy podmiotów: fundusze emerytalne i osoby fizyczne.
Mirosław Budzicki, strateg rynku długu z PKO BP podkreśla, że wycofywanie się inwestorów zagranicznych z polskich obligacji skarbowych, to trend, który trwa od 2017 r. – Okresy takie jak początek 2019 r. czy marzec 2020 r. są znaczące jeśli chodzi o kwoty, jednak mieszczą się w ogólnej, długoterminowej tendencji – dodaje.
Trzeba jednak zaznaczyć, że te dane dotyczą obligacji rynkowych, a więc przeznaczonych dla inwestorów instytucjonalnych, a nie detalicznych. Te zaś instrumenty, skierowane do indywidualnych odbiorców, do gospodarstw domowych, cieszyły się niesłabnącą popularnością – w marcu MF sprzedało ich 2,4 mld zł, a w kwietniu rekordowe 5,4 mld zł.
Tę całą marcową podaż, a także dodatkowe 15 mld zł, o które zwiększyło się zadłużenie Skarbu Państwa w obligacjach, wzięły na siebie banki. Na koniec marca miały one o 37,5 mld zł więcej SPW niż miesiąc wcześniej, co przekłada się na zwiększenie portfela o 12 proc. Byłby to największy miesięczny wzrost od lutego 2016 r., kiedy wchodził w życie tzw. podatek bankowy.
MF uwzględnia papiery nabyte przez NBP w kategorii „Banki”, razem z resztą systemu bankowego.
W tych danych jest jednak jeden haczyk. Marzec był też miesiącem, kiedy po raz pierwszy w historii na krajowy rynek obligacji wszedł Narodowy Bank Polski. Bank centralny skupił wtedy na trzech aukcjach papiery skarbowe za ok. 18,8 mld zł. Ministerstwo Finansów poinformowało, że papiery nabyte przez NBP uwzględnia w kategorii „Banki”, a więc razem z resztą krajowego systemu bankowego. To zaś oznacza, że na banki komercyjne przypadło mniej więcej 18,7 mld zł (wzrost portfela o ok. 6 proc. w ciągu miesiąca). Nadal jest to rzadko obserwowana wcześniej skala – podobne skokowe zwiększanie zaangażowania zdarzyło się na początku 2019 r., gdy rynek musiał zmierzyć się z większą skalą emisji MF, czy do wspomnianego już lutego 2016 r.
Budzicki podkreśla, że banki są jedynym dużym źródłem popytu na krajowym rynku. – Nikt oczywiście banków nie zmusza do kupowania. Rośnie polska gospodarka i rosną także sumy bilansowe banków, a wraz z nimi zapotrzebowanie na obligacje – tłumaczy.
Dla banków każda obligacja skarbowa jest relatywnie bardziej dochodowa niż dla innych podmiotów. Banki muszą bowiem płacić podatek od sumy bilansowej, w wysokości 0,44 proc. rocznie. Jednak do podstawy opodatkowania nie wlicza się znajdujących się w bankowych aktywach obligacji Skarbu Państwa. Dlatego, dla banku mieć obligację a nie mieć obligacji, to różnica 0,44 proc. w skali roku.
Fundusze sprzedawały co miały
Banki, jak widać, kupowały wszystko, co było dostępne na rynku. Dane MF pozwalają zaś na dość szczegółową analizę, których papierów fundusze inwestycyjne pozbywały się najszybciej.
Obligacje nie są jednolitymi instrumentami. Różnią się między innymi zapadalnością – czyli czasem do wykupu – a także kuponem – czyli wypłacanym regularnie oprocentowaniem. To drugie kryterium jest szczególnie interesujące ze względu na odmienne preferencje inwestorów. W podstawowym podziale można wyróżnić obligacje zerokuponowe – czyli takie, których oprocentowanie wynosi zero, stałokuponowe – takie, gdzie wysokość oprocentowania jest ustalona przy emisji i nie zmienia się aż do wykupu, oraz zmiennokuponowe (zwane potocznie „WZ-kami”, od oznaczenia ich serii), których oprocentowanie jest powiązane ze stawką WIBOR.
Papiery zmiennokuponowe dają zatem inwestorom możliwość zarządzania ryzykiem stopy procentowej – ewentualne cięcia lub podwyżki dokonywane przez RPP nie powinny wpływać na wycenę tych instrumentów, gdyż ich oprocentowanie dostosuje się do zmian parametrów polityki pieniężnej. Papiery stałokuponowe będą zaś traciły w przy podwyżkach i zyskiwały przy obniżkach stóp proc. Inwestycje w WZ-ki to domena podmiotów krajowych – posiadają one 99 proc. tych instrumentów.
Obligacje zmiennokuponowe odpowiadają za ok. 30 proc. wszystkich wyemitowanych SPW. W portfelach banków i funduszy inwestycyjnych, czyli podmiotów o największym apetycie na te instrumenty, jest to zdecydowanie więcej. Na koniec lutego, a więc ostatniego „normalnego” miesiąca, banki ulokowały w WZ-kach 43 proc. swojego portfela obligacyjnego, zaś TFI – 50 proc.
Nie jest zatem zaskoczeniem, że kiedy przyszedł krach i konieczność zapewnienia w trybie natychmiastowym środków, których wycofania domagali się klienci, fundusze sprzedawały te instrumenty, które są najpłynniejsze i których miały najwięcej. Portfel SPW funduszy inwestycyjnych w marcu zmniejszył się o 14,8 mld zł, a z tego 13,7 mld zł, czyli 93 proc. przypadało właśnie na obligacje zmiennokuponowe. W rezultacie, udział WZ-ek w portfelach TFI spadł do 37 proc.
– W marcu mieliśmy specyficzną sytuację. Ministerstwo Finansów, w celu wsparcia funduszy inwestycyjnych poszukujących płynności, zorganizowało przetarg, na którym sprzedawało dwuletnie obligacje stałokuponowe w zamian za obligacje zmiennokuponowe. Fundusze mogły potem sprzedać te papiery na rynku wtórnym albo na aukcji odkupu organizowanej przez bank centralny – mówi Mirosław Budzicki.
Brak danych
Wiedza o tym, co się działo na rynku w kwietniu i co się dzieje obecnie jest niewielka. Na dane MF dotyczące kwietnia trzeba poczekać do końca maja. Analizy Online podały, że w kwietniu utrzymywał się trend odpływu kapitału z funduszy dłużnych – klienci wycofali z nich 3,6 mld zł. „Umorzenia nie rozłożyły się jednak równomiernie – podczas gdy jedne notowały wysokie odpływy, inne cieszyły się sporym zainteresowaniem (i to nierzadko w ramach tych samych kategorii)” – wynika z raportu.
Można jednak założyć, że ogólne tendencje się nie zmienią. – Nie ma powodów, by przypuszczać, że miałby się zmniejszyć popyt banków na bezpieczne aktywa, takie jak obligacje skarbowe lub obligacje PFR, które mają gwarancję Skarbu Państwa – uważa Łukasz Tarnawa, główny ekonomista BOŚ.
Oprócz obligacji skarbowych, pod koniec kwietnia i na początku maja na rynek trafiły papiery BGK za 21 mld zł i PFR warte blisko 35 mld zł. NBP w ramach przeprowadzony aukcji odkupił – jak wyliczył PAP Biznes – łącznie nieco ponad 50 mld zł obligacji skarbowych i niecałe 21 mld zł długu PFR i BGK (nieskarbowego, choć gwarantowanego przez Skarb Państwa).
– W najbliższym czasie należy spodziewać się wyhamowania akcji kredytowej, a w niektórych segmentach nawet jej spadku w porównaniu z ubiegłym rokiem, z powodu zarówno spadku popytu na kredyt ze strony firm i gospodarstw domowych, jak i ze względu na wyższe ryzyko części potencjalnych kredytobiorców. Po stronie aktywów w bankach pojawi się więc przestrzeń, by zwiększać ekspozycję na bezpieczne papiery, które nie podlegają podatkowi bankowemu – mówi Tarnawa.
Jego zdaniem nie widać także na horyzoncie czynników, które miałyby istotnie pogorszyć bezpieczeństwo polskich obligacji. Na tle innych krajów Polska – mimo skokowego wzrostu potrzeb pożyczkowych – nie wygląda najgorzej. – Do tego obecność NBP na rynku obligacji zwiększa jego stabilność – mówi.
Nie ma jednak co liczyć na powrót inwestorów zagranicznych. – To co ostatnio działo się na świecie, nie sugeruje powrotu kapitału na polski rynek. W takiej sytuacji kapitał raczej wraca na rynki rozwinięte, w kierunku aktywów bezpiecznych – podsumowuje Budzicki z PKO BP.