Autor: Magdalena Krukowska

Dziennikarka, naukowiec. Zajmuje się odpowiedzialnością społeczną biznesu oraz zrównoważonym rozwojem

Należyta staranność problemem dla inwestorów

Instytucje unijne porozumiały się, co do kształtu dyrektywy, która ma zmuszać duże przedsiębiorstwa do odpowiedzialności za przestrzeganie praw człowieka i ochrony środowiska w łańcuchach dostaw. Nowa regulacja ma ominąć instytucje finansowe, ale i tak inwestowanie w przedsięwzięcia ryzykowne z ekologicznego czy społecznego punktu widzenia, staje się coraz bardziej ryzykowne.
Należyta staranność problemem dla inwestorów

(©Envato)

Dziesięć lat temu o tej inwestycji było głośno. W lipcu 2013 r. Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju udzielił pożyczek na łączną kwotę 60 mln euro notowanej na GPW spółce Serinus Energy na poszukiwania i wydobycie złóż ropy i gazu w Tunezji. Kredyt został udzielony pomimo początkowego wstrzymania się od głosu podczas głosowania w sprawie jego finansowania przez banki rozwoju powiązane z EBOR. Wstrzymanie się od głosu wynikało z „braku oceny oddziaływania na środowisko” projektów Serinus. EBOR uzasadniał udzielenie pożyczek wsparciem „rozwoju małej, niezależnej spółki w Tunezji, gdzie w dalszym ciągu dominującą pozycję w wydobyciu węglowodorów mają spółki państwowe”. Serinus Energy była jednak wówczas jednym z filarów imperium finansowego Kulczyk Investments. Jego właścicielem był wówczas jeden z najbogatszych ludzi w Polsce: nieżyjący już miliarder Jan Kulczyk, którego syn Sebastian objął stanowisko na czele rodzinnego imperium finansowego.

Organizacje pozarządowe wzywały wówczas EBOR do porzucenia projektu ze względu na plany wykonania tzw. odwiertów poziomych i stosowanie szczelinowania hydraulicznego – metod krytykowanych ze względu na ich niekorzystny wpływ na środowisko, stan gleb i zasobów wodnych. Chwilę wcześniej, po fali lokalnych protestów, gigant Shell zrezygnował z planów odwiertów łupkowych w rejonie. W 2021 r. Kulczyk Investments sprzedał wszystkie swoje udziały w Serinus Energy kanadyjskiej spółce Winstar Tunisia. Rok później z kontrowersyjnej inwestycji wycofał się również EBOR, który wszedł w posiadanie akcji Serinusa na skutek konwersji części długu, a później ocenił, że (jak wynika z informacji konsorcjum dziennikarskiego Environmental Investigative Forum) projekt wydobywczy okazał się „nieudany”.

„Po śmierci Jana Kulczyka Sebastian Kulczyk zapowiedział gruntowną przebudowę grupy kapitałowej i systematyczne pozbywanie się aktywów związanych z wydobyciem ropy i gazu. I tak też się stało. Kierunkowa decyzja zapadła zatem wcześniej, a kwestie ekologiczne pewnie tylko utwierdziły nas w przekonaniu, że podjęliśmy dobrą decyzję” – komentuje dziś Kulczyk Investments.

Wprawdzie europejskie firmy mają wciąż udziały w wielu tego typu przedsięwzięciach budzących kontrowersje ekologiczne czy społeczne, to ich realizacja może być coraz trudniejsza. Głównie z powodu kolejnych regulacji, które zmuszają je do szczegółowego raportowania zagrożeń w całych łańcuchach dostaw. Chodzi m.in. o najważniejszy dokument unijny dotyczący zrównoważonego rozwoju, tj. CSRD (Corporate Social Responsibility Directive), wprowadzający obowiązek raportowania kwestii środowiskowych, społecznych i ładu korporacyjnego. Jeżeli chodzi o działalność spółek poza Unią, szczególnie wykonywaną przez ich spółki zależne bądź jedynie te, w których mają jakiekolwiek udziały, czy choćby tylko są z nimi związane kontraktami, istotniejszy wpływ ma mieć CSDDD („Corporate sustainability due diligence directive”).

W połowie grudnia ub.r. ustawodawcy UE osiągnęli po dwóch latach negocjacji porozumienie polityczne w sprawie najbardziej kontrowersyjnych kwestii dotyczących standardów postępowania w biznesie, które mają zostać ustanowione przez tę Dyrektywę. W dalszej kolejności Rada UE, w trakcie nadchodzącej Prezydencji belgijskiej oraz Parlament Europejski będą głosować nad zatwierdzeniem ostatecznego tekstu, torując drogę do wdrożenia dyrektywy na szczeblach krajowych. Ostateczny tekst powinien zostać poddany pod głosowanie około marca 2024 r.

Zgodnie z planowanymi przepisami, duże i międzynarodowe korporacje tzw. wysokiego ryzyka będą musiały zająć się zagrożeniami jakie ich działalność i relacje biznesowe niosą dla praw człowieka, społeczności lokalnych i środowiska naturalnego (w tym zmian klimatu). Co więcej, poszkodowani będą mogli pociągnąć firmy do odpowiedzialności przed sądami UE, jeśli ucierpią w wyniku ich działalności.

Zobacz także:
https://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/makroekonomia/trendy-gospodarcze/nowa-dyrektywa-zmieni-zakres-odpowiedzialnosci-biznesu/

Zasięg podmiotowy dyrektywy CSDD obejmie ostatecznie te przedsiębiorstwa, które w ostatnim roku obrotowym zatrudniały średnio ponad 500 pracowników, a ich przychody netto ze sprzedaży w skali światowej przekraczają 150 mln euro oraz te przedsiębiorstwa, które nie osiągnęły progów określonych pierwszej grupy, ale zatrudniały średnio ponad 250 pracowników i w ostatnim roku obrotowym osiągnęły przychody netto w skali światowej w wysokości ponad 40 mln euro. Z czego minimum połowę w jednym z określonych sektorów (m.in. produkcja, sprzedaż hurtowa ubrań; rolnictwo, wydobycie surowców mineralnych niezależnie od miejsca ich wydobycia, czy handel hurtowy surowcami mineralnymi). Co istotne, CSDD będzie też dotyczyła przedsiębiorstw z krajów trzecich, które spełniają te same warunki, co do wysokości obrotów, ale na terenie Unii Europejskiej. Czyli podchodzić będzie pod nią np. spółka wydobywcza zarejestrowana poza Unią, ale sprzedająca surowiec w którymś z państw unijnych.

Europarlamentarzyści oraz organizacje skupione w European Coalition for Corporate Justice, które walczyły o projekt dyrektywy, uważają jednak, że wysiłki państw UE i lobby branżowego, które zmierzały do osłabienia projektu sprawiły, że szansa na wprowadzenie zmian w sposobie działania międzynarodowych korporacji została utracona. Z przeprowadzania należytej staranności wobec swoich klientów został bowiem praktycznie zwolniony sektor usług finansowy, za czym najbardziej lobbowała Francja. To z tego kraju pochodzi najwięcej banków, które – jak ujawnił ostatni raport „Banking on Climate Chaos” – należą do grupy instytucji, które od czasu przyjęcia Porozumienia paryskiego kontynuują finansowanie ekspansji paliw kopalnych. Pomimo własnych zobowiązań do zerowej emisji netto.

Dla obrońców klimatu to ważny argument, ponieważ w ramach swoich obowiązków sprawozdawczych czy strategii ESG firmy, w tym banki, podają swoje cele środowiskowe, ale nie odpowiadają prawnie za ich realizację. Jak ujawniła w listopadzie ub.r. agencja Reuters cztery duże banki, w tym Standard Chartered i HSBC, zrezygnowały nawet ze wspieranej przez ONZ inicjatywy Science Based Targets Initiative (SBTi) mającej na celu kontrolę celów klimatycznych wyznaczanych przez korporacje. Pożyczkodawcy porzucili wysiłki na rzecz inicjatywy ze względu na ryzyko, że może to utrudnić im dalsze finansowanie paliw kopalnych. Niektóre banki, m.in. Societe Generale i ABN Amro Bank również przestraszyły się, że wymagania SBTi dotyczące ustalania docelowych poziomów emisji gazów cieplarnianych są zbyt trudne do spełnienia.

W wielu przypadkach strategie „zero netto” opierają się na tzw. kompensacjach swoich emisji CO2 poprzez kupowanie kredytów węglowych w zewnętrznych instytucjach. Wiarygodność rynku offsetu emisji dwutlenku węgla została jednak ostatnio mocno nadszarpnięta po upadku afrykańskiego megaprojektu ochrony lasów w Zimbabwe. Jednego z największych pojedynczych źródeł kredytów na wartym 2 mld dol. rynku. Firma South Pole, która sprzedawała większość kredytów związanych z tym projektem międzynarodowym korporacjom (w tym firmom wydobywczym i motoryzacyjnym), oświadczyła niedawno, że rozwiązała umowę z firmą Carbon Green Investments, która jest właścicielem i deweloperem terenu. Ze śledztwa Bloomberga wynika, że firma stosowała w liczeniu offsetu „kreatywną księgowość”, a większość dochodów z projektu trafiła do biznesowych partnerów, a nie do mieszkańców społeczności wiejskich, które walczyły z wylesianiem.

Upadek projektu to kolejna czerwona flaga na rynku emisji dwutlenku węgla, który w tym roku znacznie spowolnił w związku z oskarżeniami o greenwashing. Shell dołączył do grupy wielkich koncernów, które wycofały się z programów kompensacji dwutlenku węgla. Wcześniej zrobiły to m.in. Nestlé i Gucci. Koncerny argumentują swoją decyzję badaniami, z których wynika, że ten rodzaj kompensacji emisji jest nieskuteczny. Te obawy wzrosły po tym, jak Blue Carbon, firma wspierana przez rodzinę królewską z Emiratów, rozpoczęła próby uzyskania prawa do 10 proc. powierzchni Liberii w celu generowania kredytów węglowych i negocjowała podobne umowy z kilkoma krajami na całym kontynencie, w tym z Zimbabwe, Zambią i Tanzanią. Porozumienie z Liberią i perspektywa innych, podobnych budzą obawy związane z „kolonializmem węglowym”, w ramach którego podmioty zagraniczne przejmują kontrolę nad gruntami leśnymi na kontynencie, aby zrównoważyć emisje z bogatych, zanieczyszczających krajów, z bardzo niewielkimi korzyściami dla społeczności lokalnych.

Zobacz także:
https://www.obserwatorfinansowy.pl/bez-kategorii/rotator/podstawowe-zalozenia-inwestowania-etycznego/

W Liberii Blue Carbon chce sprzedawać kredyty generowane przez projekty podobne do tego w Zimbawe. Czyli mające na celu redukcję emisji poprzez zapobieganie niszczeniu lub degradacji lasów, czyli REDD+. Ma to utorować drogę innym krajom afrykańskim, które potrzebują gotówki na spłatę swoich długów zagranicznych. Prezydent Kenii William Ruto powiedział we wrześniu ub.r., że kredyty węglowe będą „kolejnym znaczącym eksportem jego kraju”. Zwolennicy postrzegają kredyty REDD+ jako istotne narzędzie finansowania ochrony lasów, ale z drugiej strony stwarzają one ryzyko zawłaszczenia ziemi.

Według Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju, w Afryce znajduje się około jednej szóstej lasów na świecie, a ponad 70 proc. jej populacji utrzymuje się z lasów. Potencjał kontynentu w zakresie ograniczania emisji, szczególnie z lasów, czyni go atrakcyjnym celem dla zagranicznych inwestorów i podmiotów poszukujących sposobów na kompensację swoich emisji. Tego, czy nie odbywa się to kosztem lokalnych społeczności i ekosystemów miałaby właśnie strzec m.in. dyrektywa CSDD. Z odpowiedzialności firm za poczynione przez nie szkody klimatyczne nie zwalniałyby bowiem żadne certyfikaty ekologiczne ani kredyty węglowe. Dla finansujących ich inwestycje banków czy inwestorów byłoby to potężne ryzyko, dlatego lobbing przeciw ich włączeniu w zakres obowiązywania dyrektywy trwał kilka lat. Mimo wszystko, w ramach procedury negocjacyjnej, Komisja Europejska już zobowiązała się do opracowania odrębnej dyrektywy dotyczącej należytej staranności dla sektora finansowego. Prędzej czy później instytucje finansowe będą musiały się z tym zmierzyć.

(©Envato)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Nowa dyrektywa zmieni zakres odpowiedzialności biznesu

Kategoria: Trendy gospodarcze
Niebawem rozpoczną się negocjacje między Parlamentem Europejskim, Radą Europejską i Komisją Europejską na temat ostatecznego kształtu dyrektywy dotyczącej należytej staranności w zakresie zrównoważonego rozwoju przedsiębiorstw. Nowe przepisy znacząco wpłyną na to, za co będą odpowiadały firmy w ramach swoich globalnych łańcuchów wartości.
Nowa dyrektywa zmieni zakres odpowiedzialności biznesu

Rynek kredytów hipotecznych w Polsce na tle innych krajów UE

Kategoria: Trendy gospodarcze
Obserwowane w ostatnim czasie dynamiczne zmiany na polskim rynku kredytów hipotecznych i działania mające wspomóc kredytobiorców zachęcają do bliższego przyjrzenia się temu segmentowi kredytów, również na tle innych krajów UE.
Rynek kredytów hipotecznych w Polsce na tle innych krajów UE

Niuanse chińskiego systemu finansowego

Kategoria: Analizy
W chińskim systemie finansowym banki są instrumentem realizacji celów gospodarczych rządu. Otwartym pozostaje pytanie, jak długo rola ta będzie utrzymana.
Niuanse chińskiego systemu finansowego