Autor: Grażyna Śleszyńska

Analizuje zjawiska makroekonomiczne i polityczne. Współtworzyła Forum Ekonomiczne w Krynicy

W Wielkiej Brytanii rwą się łańcuchy dostaw: winny brexit, ale nie tylko

Zamiast doznać wytchnienia po kampanii szczepionkowej, która stopniowo przywraca gospodarkę na właściwe tory, brytyjscy przedsiębiorcy stanęli w obliczu nowego wyzwania: masowych braków kadrowych w większości branż.

Nie jest tajemnicą, że po brexicie prawie połowa firm w Wielkiej Brytanii doświadcza niedoborów kadrowych. Z badania przeprowadzonego przez Institute of Directors, apolityczną organizację zrzeszającą liderów biznesu, wynika, że na ten problem napotyka aż 44 proc. brytyjskich firm, przy czym dwie piąte przypisuje go odpływowi wykwalifikowanych pracowników po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE.

Perturbacje w podaży pracy

Skutek jest taki, że w handlu, produkcji i usługach mamy do czynienia z zakłóceniami. Rolnicy, bankierzy, sprzedawcy detaliczni, przewoźnicy i restauratorzy ostrzegają, że surowsze przepisy imigracyjne, wprowadzone po wystąpieniu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, utrudniają im znalezienie pracowników i prowadzenie działalności. We znaki daje się niedobór kierowców, którzy stanowią spoiwo łańcuchów dostaw. Na półkach sklepów zaczęło brakować zaopatrzenia, a na stacjach paliw – benzyny, do tego stopnia, że ludzie wpadli w panikę i zaczęli robić zapasy.

Puby, restauracje i hotele, które ucierpiały podczas lockdownu, stoją przed perspektywą zmniejszenia siły roboczej w kluczowym okresie świątecznym. Nie lepiej rzecz ma się w londyńskim City, które reprezentuje ogromny brytyjski sektor usług finansowych, i gdzie pracodawcy zmuszeni są sprostać wzrostowi kosztów pozyskiwania doświadczonych finansistów. A ci są niezbędni. Bez nich City nie będzie w stanie wprowadzać innowacji w kluczowych obszarach wzrostu, takich jak FinTech czy EESG. Sytuacja może się znacznie pogorszyć tej zimy, jeśli brytyjski rząd nie złagodzi swoich przepisów imigracyjnych – ostrzegają analitycy rynku.

Rząd wzywa do dialogu w sprawie reformy employee value proposition

Rząd zareagował środkami nadzwyczajnymi, które obejmowały wydanie ponad 10 500 tymczasowych wiz w celu załagodzenia kryzysu. Premier Boris Johnson zasygnalizował jednak, że na tym koniec ustępstw. W jego ocenie trzeba stawiać na wysokie płace i wysokie umiejętności oraz zwiększanie produktywności gospodarki, zamiast rozwiązywać problem niekontrolowaną imigracją. Innymi słowy, pomyśleć o nowej employee value proposition: o lepszych warunkach pracy i o motywujących ścieżkach kariery.

Premier Boris Johnson zasygnalizował jednak, że na tym koniec ustępstw. W jego ocenie trzeba stawiać na wysokie płace i wysokie umiejętności oraz zwiększanie produktywności gospodarki, zamiast rozwiązywać problem niekontrolowaną imigracją.

Przed brexitem firmom łatwo było rekrutować europejskich pracowników, bo z przynależnością do UE wiązał się swobodny przepływ osób. Tymczasem od 1 stycznia 2021 r. pracodawca, który chce zatrudnić osobę spoza Wielkiej Brytanii, musi uzyskać licencję sponsora, której koszt waha się od 364 do 1820 funtów w przypadku małej firmy lub organizacji charytatywnej oraz od 1000 do 5000 funtów dla średniej i dużej firmy, w zależności od długości pobytu pracownika. Do tego trzeba doliczyć opłaty manipulacyjne oraz koszty odpowiadające minimalnemu wynagrodzeniu, które na Wyspach wynosi 25 600 funtów rocznie lub nieco ponad 10 funtów za godzinę. Minimalne pensje i wymagania dotyczące umiejętności mogą być niższe w przypadku zawodów deficytowych lub jeśli kandydat posiada doktorat, bowiem system imigracyjny traktuje priorytetowo pracowników uznanych za wysoko wykwalifikowanych.

Rząd chce doszkalać. Pracodawcy pytają: kogo?

Branże – produkcyjna, handlowa i usługowa – otwarcie lobbują teraz w rządzie w nadziei, że zostaną wciągnięte na listę zatrudniających wykwalifikowanych pracowników. Wtórują im eksperci rynku pracy, którzy oceniają, że zamykając się przed siłą roboczą z UE, Wielka Brytania strzela sobie w kolano, gdyż długofalowo będzie to miało negatywne konsekwencje ekonomiczne i społeczne.

Są firmy, w których przed brexitem kilkadziesiąt procent załogi pochodziło z UE. Pula zatrudnienia imigrantów w Wielkiej Brytanii nie zadowoli większości firm opartych na pracy fizycznej. Rząd mówi, że to tylko kwestia przekwalifikowania ludzi. Problem w tym, że o ile szkolenia rzeczywiście pomogą w obsadzie stanowisk w zawodach niewymagających wysokich kwalifikacji, o tyle tam, gdzie potrzebne jest wykształcenie wyższe o określonym profilu, popyt na rynku pracy nieprędko zejdzie się z podażą. Nie wspominając o tym, że w pewnych obszarach gospodarki po prostu nie ma kogo szkolić.

Migracja i gospodarka Wielkiej Brytanii po brexicie

Jak ratują się okrojone załogowo firmy?

Podczas gdy niektóre firmy rozważają ograniczenie produkcji, inne planują podniesienie cen, co z kolei prowadzi do obaw związanych z rosnącą inflacją w przededniu świątecznej gorączki zakupowej. Prawie jedna trzecia firm twierdzi, że ceny będą musiały wzrosnąć w ciągu najbliższych trzech do sześciu miesięcy, aby nadrobić zakłócenia w łańcuchach dostaw – wynika z raportu firmy consultingowej BDO. Ponad jedna trzecia ankietowanych podmiotów ograniczyła rodzaje oferowanych produktów i usług, a kolejna jedna trzecia planuje zrobić to samo w nadchodzącym miesiącu, chyba że sytuacja radykalnie się poprawi. Podobny odsetek spodziewa się, że długoterminowo obciąży to ich wartość na rynku giełdowym. W dążeniu do załatania braków kadrowych podnieśli płace średnio o 11 proc. dla obecnych i o 13 proc. dla nowych pracowników. Chcą też przyciągnąć pracowników, których wcześniej nie brano pod uwagę: studentów i niepracujące matki.

Czy koniec postojowego coś zmieni?

Na koniec trzeciego kwartału 2021 r. prawie milion brytyjskich pracowników było objętych świadczeniami postojowymi, których istnienie pozwoliło ochronić miliony miejsc pracy podczas pandemii. Fakt, że program zakończył się 30 września, zrodził obawy o wzrost bezrobocia. Niektórzy pracodawcy mogą bowiem uznać, że nie stać ich na utrzymanie personelu w składzie sprzed pandemii w zmienionych warunkach rynkowych, gdy szereg branż nadal przeżywa poważne zakłócenia. Niemal co piąta firma rozważa zwolnienia pracowników po zakończeniu postojowego – pokazują badania przeprowadzone przez Brytyjską Izbę Handlową. Paradoksalnie wynikająca stąd nadpodaż pracy budzi nadzieję innych przedsiębiorców, że wreszcie uda im się uzupełnić pobrexitowe braki kadrowe.

Braki kadrowe i globalne zakłócenia w łańcuchach dostaw prawdopodobnie spowolnią wzrost gospodarczy Wielkiej Brytanii w nadchodzących miesiącach.

Braki kadrowe i globalne zakłócenia w łańcuchach dostaw prawdopodobnie spowolnią wzrost gospodarczy Wielkiej Brytanii w nadchodzących miesiącach. Zdaniem Brytyjskiej Izby Handlowej na koniec 2023 r. inwestycje przedsiębiorstw mogą spaść o 5,4 proc. poniżej poziomu sprzed pandemii, podczas gdy wydatki konsumenckie mają być o 5,1 proc. wyższe. Podważy to zdolność Wielkiej Brytanii do podnoszenia wydajności i zwiększania długoterminowego wzrostu.

Braki kadrowe to nie tylko efekt brexitu?

Mimo powyższego, nie brakuje głosów, że braki kadrowe, ogólnie rzecz biorąc, wynikają ze wzrostu popytu na pracę, a nie z kurczącej się podaży siły roboczej.

Najwymowniejszym przykładem niedoboru pracowników jest sektor przewozowy. Według Stowarzyszenia Transportu Drogowego w czerwcu br. brakowało 65 tys., a we wrześniu już 100 tys. kierowców ciężarówek. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że brakuje odpowiednio wykwalifikowanej siły roboczej. A jednak z danych tej samej instytucji wynika, że w Wielkiej Brytanii mieszka ok. 600 tys. osób posiadających prawo jazdy kat. C lub kat. C+E, które nie pracują w zawodzie kierowcy.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że brakuje odpowiednio wykwalifikowanej siły roboczej.

Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze, daje o sobie znać efekt przejścia od statusu samozatrudnionego do statusu pracownika, co doprowadziło do spadku płac nawet o 25 proc. Po drugie, według firmy analitycznej Transport Intelligence w całej Europie brakuje 400 tys. kierowców, a to luka, której nie sposób wypełnić imigrantami z UE. Wreszcie dyskusyjna jest sama natura problemu, jakim jest wzrost popytu na kierowców w stosunku do okresu sprzed pandemii: za sprawą boomu na e-commerce zmieniły się nawyki konsumenckie, tak że detaliści przewidują podwojenie sprzedaży internetowej do końca roku.

Wielka ucieczka do przodu Wielkiej Brytanii

Dr Alan Manning, profesor ekonomii w London School of Economics, twierdzi, że cała historia „brexodusu” została wyolbrzymiona. Jego zdaniem, szacunki, według których liczba migrantów w Wielkiej Brytanii spadła o 1,3 mln, zostały wypaczone z powodu zmiany sposobu gromadzenia danych. Liczby nie ujawniają, czy ludzie rzeczywiście opuścili Wielką Brytanię, ponieważ mogą nadal pozostawać na Wyspach, tyle że bezrobotni. W tym samym tonie wypowiada się dr Jonathan Portes, profesor ekonomii i polityki publicznej w King’s College London, który zwracając uwagę na spadek liczby pracowników spoza Wielkiej Brytanii, ocenia, że liczba 1,3 miliona jest zawyżona.

Dane Office of National Statistics (brytyjskiego odpowiednika GUS-u) pokazują, że zatrudnienie obywateli UE na Wyspach spadło o 200 tys.: z 2,4 mln w I kw. 2020 r. do 2,2 mln w II kw. 2021 r. Można domniemywać, że wielu obcokrajowców opuściło Wielką Brytanię w środku pandemii, wracając do ojczyzn, gdzie koszty utrzymania są niższe – w takim przypadku ich wyjazd prawdopodobnie i tak by nastąpił, nawet gdyby Wielka Brytania pozostała w UE.

Co ciekawe, do końca maja br. chęć uczestnictwa w brytyjskim programie osiedleńczym zgłosiło ok. 5,5 mln wnioskodawców. Tymczasem w marcu 2020 r. urząd statystyczny oszacował populację obywateli UE mieszkających w Wielkiej Brytanii na 3,7 mln. Oczywiście liczba 5,5 mln nie obejmuje wielu obywateli UE mieszkających w Wielkiej Brytanii, którzy nie ubiegają się o osiedlenie. Analitycy sugerują, że duża liczba wniosków może obejmować miliony osób, które obecnie nie mieszkają w Wielkiej Brytanii.

Zbieżne z tymi wnioskami są ostatnie badania agencji headhunterskiej Randstad. W pierwszej połowie 2020 r. Randstad notował 14 aplikacji na każdy ogłoszony wakat w sektorze prywatnym. Tymczasem w pierwszej połowie 2021 r. wskaźnik ten stopniał do ośmiu aplikacji. Powodem zmiany nie był jednak odpływ kandydatów: liczba aplikacji w sektorze prywatnym spadła tylko o 15 proc., podczas gdy liczba wakatów wzrosła aż o 60 proc.

I wreszcie politycy i pracodawcy muszą pamiętać, że krajowa siła robocza prawdopodobnie zmniejszy się nie tylko z powodu brexitu i lockdownu, ale także dlatego, że pokolenie wyżu demograficznego kończy aktywność zawodową. To może prowadzić do powstania rynku pracownika.


Tagi