Autor: Ewa Rzeszutek

Zastępca redaktora naczelnego

Pandemia ujawniła wagę powiązań w gospodarce

COVID-19 pokazał, jak niebezpieczne jest posiadanie długiego łańcucha dostaw bez alternatyw. Powraca zatem pytanie – na ile można w bezpieczny i opłacalny sposób kontynuować produkcję na dotychczasowych zasadach.
Pandemia ujawniła wagę powiązań w gospodarce

Profesor Tomasz Michalski

W przypadku krajów wysoko rozwiniętych relokacja wielu procesów produkcyjnych jest już niemożliwa. Stwarza to dla Polski olbrzymią szansę – uważa profesor Tomasz Michalski z HEC Paris Business School.

Obserwator Finansowy: Miną niedługo dwa lata od wybuchu pandemii i załamania gospodarki światowej. Prawdopodobnie najgorsze mamy już za sobą, jednak konsekwencje kryzysu COVID-19 są wyjątkowo trudne do przewidzenia, w szczególności dla polityki gospodarczej. Jak Pan ocenia specyfikę tego kryzysu?

Tomasz Michalski: Pandemia i reakcja na nią, czyli obostrzenia, jakie wprowadziły państwa, sprawiły, że był to szok podażowy, jak i popytowy. Pandemia dotykała początkowo poszczególne firmy i sektory w skali międzynarodowej. Szoki bardzo szybko przeniosły się pomiędzy firmami, sektorami i krajami. To unaoczniło wagę studiowania powiązań pomiędzy podmiotami w różnym stopniu agregacji, a więc np. na poziomie przedsiębiorstw pomiędzy dostawcami i klientami czy pomiędzy różnymi sektorami. Te powiązania wprawdzie analizowano od wielu lat, szczególnie po Wielkiej Recesji 2008 r., ale były one zbyt słabo uwzględniane przez politykę gospodarczą.

Badania z poprzednich lat ujawniły, że jeżeli następuje bankructwo lub inny szok w łańcuchu dostaw danej firmy – to koszty dla przedsiębiorcy są olbrzymie. Chodzi też o to, że w krótkim okresie – do 6 miesięcy względnie do roku – bardzo trudno jest zastąpić przeciętnej firmie jej dostawców – innymi. Widzimy to w badaniach przedsiębiorstw tureckich, gdzie firmy potrzebują trzech lat na dostosowanie swojej siatki dostawców nawet po przeżytym małym szoku cenowym. Nasze badania także wykazały, że „przesyłanie” tych szoków przez przedsiębiorstwa w dół łańcucha dostaw, czyli na swoich nabywców, praktycznie dokonuje się przede wszystkim u firm, które mają niską płynność finansową.

Dlatego tak ważna jest odpowiednia polityka państwa (w przypadku tak wielkiego szoku jak pandemia), aby zamrozić tę siatkę powiązań pomiędzy przedsiębiorstwami dla ochrony organizacyjnego kapitału firm. Utrata tych powiązań na masową skalę może doprowadzić do głębokiego kryzysu w gospodarce, z którego wychodzenie zajmuje wiele lat. Odbudowa kontaktów gospodarczych stanowi olbrzymi koszt dla przedsiębiorstw.

Czy te doświadczenia zostały wykorzystane w obecnym kryzysie?

Tak, wiele państw zaczęło stosować poszczególne polityki, żeby pomóc sektorom w utrzymaniu strategicznych dla nich powiązań. W państwach zamożnych, które mogły sobie na to pozwolić, pomoc ta polegała na wsparciu firm i ochronie miejsc pracy. Chodziło o to, aby utrzymać strukturę powiązań gospodarki pomiędzy pracownikami a pracodawcami, czyli wprowadzano te wszystkie polityki wzorowane na niemieckiej koncepcji kurzarbeit. Celem wsparcia rządowego były także powiązania w ramach firm – pomiędzy dostawcami a klientami, np. gwarantowanie płynności czy dostępu do kredytów bankowych. Zrozumiano, że jeżeli te powiązania zostaną zerwane, to będziemy mieli nie tylko gigantyczne bezrobocie, ale wyjście z tego kryzysu zajmie bardzo wiele lat, ponieważ siatka powiązań będzie odtwarzana stopniowo. Szok pandemiczny był bardzo gwałtowny.

Transmisja szoku finansowego w obrębie sieci produkcyjnej

Na efektywność polityki gospodarczej w przypadku poszczególnych państw wpływa także ich otoczenie międzynarodowe, a konkretnie globalne powiązania sektorowe.

W badaniach naukowych dotyczących międzynarodowych powiązań sektorowych został dokonany ogromny postęp. I np. dlaczego teraz tak wiele mówi się o chińskiej firmie Evergrande, która jest wielkim deweloperem przeżywającym trudności. Otóż okazuje się, według badań, że szok w chińskim sektorze budowlanym ma konsekwencje globalne. Jest to teraz najważniejszy dla gospodarki światowej sektor pod względem wpływu na światowy PKB, pochłaniający różnego rodzaju materiały, surowce, kapitał.

Oczywiście jest wiele innych sektorów ważnych globalnie, np. banki w USA czy też amerykański sektor nieruchomości. Wiemy już od ponad 10 lat z badań Vasco Carvalho, że jeżeli patrzymy na wiele sektorów w gospodarce – to wśród nich jest tylko kilka, które są kluczowe. I np. on wyróżnił 10 sektorów kluczowych spośród kilkuset. Jeżeli śledzimy te najważniejsze, to potrafią one przybliżyć większość zmian makroekonomicznych w gospodarce. Można je tu w skrócie wymienić – na podstawie gospodarki amerykańskiej – np. sektor zarządzania nieruchomościami, z którego przyszedł szok Wielkiej Recesji, sektor zarządzania przedsiębiorstwami, telekomunikacja, transport, huty, stalownie, banki, sektor energetyczny, agencje marketingowe czy handel hurtowy.

Recesja w strefie euro wywołana pandemią okazała się wyjątkowo głęboka, chociaż skala załamania gospodarczego nie była jednakowa w przypadku poszczególnych państw. Na co dzień mieszka Pan i pracuje we Francji. Jak głęboko kryzys dotknął gospodarkę francuską?

Już od I kwartału 2021 były tu odczuwane bariery podażowe związane z brakiem różnych komponentów, często kluczowych.

Pierwsza fala pandemii była najbardziej dotkliwa dla gospodarki. Takie sektory jak np. hotele, restauracje, rozrywka różnego rodzaju – były zamknięte przez prawie rok. Jest to znacząca część gospodarki – nawet do 10 proc. PKB. Natomiast przemysł został bardzo szybko uruchomiony – w ciągu kilku tygodni od pierwszych obostrzeń. Wdrożono przy tym procedury związane z testowaniem pracowników czy zmianą organizacji pracy. I tak np. wielkie koncerny motoryzacyjne w ciągu 4-5 tygodni wznowiły produkcję.

Bardzo silnym szokiem, który odpowiadał za 1/3 utraty PKB w II kw. 2020 r., było zamknięcie szkół.

Działały praktycznie bez problemu te sektory, w których była możliwa praca zdalna, a więc przykładowo sektor IT, konsulting, audyt. Jednak bardzo silnym szokiem, który odpowiadał za 1/3 utraty PKB w II kwartale 2020 r., było zamknięcie szkół – znacząca część najbardziej wydajnych pracowników w wieku produkcyjnym musiała zostać w domu i siłą rzeczy częściowo zajmować się dziećmi. To negatywne doświadczenie sprawiło, że przy kolejnych falach pandemii i ograniczeniach w gospodarce starano się uniknąć zamykania szkół.

Niektóre dziedziny były uderzone silnie, ale nie bezpośrednio – to był np. sektor rolny we Francji. Nagle część produkcji przynosząca największe marże, przeznaczana do tej pory dla restauracji, przestała być przez nie odbierana, czyli np. ryby, ostrygi, jakieś wyszukane specjały. Do tego doszły bardzo ostre ograniczenia logistyczne dla konsumentów. Przykładowo ja i moja rodzina nie opuszczaliśmy przez okres 8 tygodni naszego apartamentu poza absolutnie koniecznymi zakupami.

Po gwałtownej recesji w II kwartale 2020 r. w kolejnym kwartale nastąpiło silne odbicie aktywności we francuskiej gospodarce, potem wraz z następną falą pandemii dynamika wzrostu ponownie obniżyła się. W bieżącym roku gospodarka Francji powinna rozwijać się w tempie ok. 6 proc. w skali rok do roku. Być może pod koniec tego roku czy na początku przyszłego osiągnie poziom PKB z okresu przed pandemią.

Straty w gospodarce byłyby z pewnością większe gdyby nie interwencja państwa.

Pierwsza grupa środków polityki publicznej miała na celu ochronę pracowników. W okresie największego zamknięcia gospodarki pomoc przeznaczona została na całkowitą wypłatę wynagrodzenia wszystkim przymusowo nieaktywnym pracownikom. To zapewniło, że nie było zwolnień i kondycja finansowa przedsiębiorstw nie pogorszyła się istotnie. Jednak tak wzmocniony popyt nie mógł być zrealizowany w okresie największego lockdownu. W miarę luzowania obostrzeń te dopłaty do utrzymania zatrudnienia pracowników były znoszone.

Drugi rodzaj pomocy państwa to były gwarancje kredytowe – firmy mogły zaciągnąć kredyty do 25 proc. wartości obrotów, z możliwością ich spłaty w ciągu kilku lat. Była też pomoc bezpośrednia dla zamkniętych branż.

Polityka interwencyjna wykorzystała także wyniki analiz sektorowych gospodarki francuskiej. Przy decyzjach o ograniczeniach aktywności produkcyjnej starano się oszczędzać najbardziej kluczowe sektory, czyli przemysł, elektrownie, sektor nieruchomości i transportu.

Teraz powstaje pytanie – jaki będzie krajobraz po bitwie?

Zobaczymy, jakie efekty przyniesie ten kryzys, jeszcze wszystko nie wybrzmiało. Nie wiemy, na ile wraz z wygaszaniem polityki interwencyjnej państwa pracownicy wrócą do swoich firm i czy istniejące firmy będą w stanie dalej funkcjonować bez tej kroplówki. Czy spodziewamy się fali bankructw?

Na przykładzie gospodarki amerykańskiej, gdzie wsparcie było mniejsze niż we Francji, widzimy tzw. K-recovery – czyli ożywienie w kształcie litery K. Tu najbardziej wydajne, najlepsze przedsiębiorstwa mają się świetnie – wzrasta produkcja i świadczenie usług, natomiast firmy słabsze – przedsiębiorstwa jednoosobowe, drobni przedsiębiorcy – cierpią. Jest też szeroka fala bankructw w Stanach Zjednoczonych, tylko z opóźnieniem.

MFW: Globalne ożywienie coraz bardziej nierównomierne

Tak samo widać to na rynku pracy – podczas gdy od początku pandemii część pracowników wysoko wykwalifikowanych, np. w firmach audytorskich, różnego rodzaju konsultanci, mają mnóstwo pracy, to wiele innych osób nie może jej znaleźć.

Nastąpiło duże przyspieszenie postępu technologicznego zastępującego pracę i być może umiejętności wielu ludzi zostały utracone. Ci, którzy nie potrafili zdobyć nowych kompetencji cyfrowych, zostaną pozbawieni zawodu i dołączą do grupy tych, którzy zostali zdeklasowani poprzez automatyzację i globalizację już wcześniej. Ta deprecjacja kapitału ludzkiego będzie poważnym problemem społecznym i politycznym w długim okresie.

Doświadczenia historyczne wskazują, że kryzysy gospodarcze są katalizatorem zmian w zakresie analiz ekonomicznych i modelowania makroekonomicznego. Szereg instytucji, w tym np. Komisja Europejska, dostosowują swoje modele prognostyczne do uwarunkowań stworzonych przez kryzys COVID-19.

Tak, już wprowadza się ten element pandemiczny i to na różnych poziomach. Jak np. będą wyglądały szoki podażowe – tu patrzy się na powiązania międzygałęziowe, międzynarodowe, między przedsiębiorstwami, patrzy się także na powiązania finansowe. W modelowaniu ekonomicznym, polityki gospodarczej – badanie tych wszystkich powiązań w skali mikro, makro, wewnątrzkrajowych i międzynarodowych teraz jest absolutnie kluczowe.

Obecnie nie można np. przeoczyć w modelowaniu tego, że mamy inflację podażową, związaną z tym, że łańcuchy dostaw są zaburzone, że kontenery w transporcie morskim nie docierają na czas, że koszty transportu bardzo wzrosły. Istnieje wiele czynników strukturalnych, które w najbliższej przyszłości mogą spowodować podrażanie łańcuchów dostaw. Dzięki globalizacji mieliśmy dotychczas coraz tańsze pewnego rodzaju produkty, np. tekstylia, komponenty elektroniczne, elementy plastikowe i inne wyroby przemysłowe – ale to właściwie odchodzi do przeszłości.

Badania OECD, uwzględniające konsekwencje pandemii, wskazują, że międzynarodowa sieć łańcuchów dostaw nadal ma kluczowe znaczenie dla produkcji światowej, natomiast „lokalizacja” produkcji jest kosztowna, a dla krajów mniej rozwiniętych – praktycznie niemożliwa. Jednocześnie prasa informuje nas, że Europa i USA muszą wrócić do produkcji procesorów i amerykański koncern Intel chce zbudować tylko w jednym z państw UE osiem fabryk chipów. Pandemia bowiem pogłębiła istotnie już istniejącą nierównowagę na tym strategicznym rynku, gdzie popyt zaspokajany jest przez dostawy z Azji.

Dyskusje na temat bilansu kosztów i korzyści delokalizacji różnych procesów produkcyjnych pojawiły się jeszcze przed pandemią i to z różnych powodów. Z uwagi na naturalne kataklizmy zakwestionowany został japoński system organizowania łańcuchów just in time, czyli minimalizowania zapasów, minimalizowania czasu pomiędzy wytworzeniem komponentów i finalnego produktu. W ciągu bowiem 10 lat nastąpiły dwa silne zjawiska naturalne. Były to powodzie w Tajlandii, gdzie Japończycy zlokalizowali produkcję wielu komponentów do swoich samochodów, które unieruchomiły japońskie fabryki samochodów na wiele tygodni. Drugim było trzęsienie ziemi w Tohoku i znowu okazało się, że firmy, które nie miały zapasów, nie mogły funkcjonować.

Globalne łańcuchy wartości po pandemii COVID-19

Inny przykład dotyczy przemysłu farmaceutycznego, który został przeniesiony w przypadku Francji m.in. do Indii. Były tu przypadki jeszcze przed pandemią, że z powodu przymusowego zamknięcia fabryki w Indiach zabrakło niektórych leków dla setek tysięcy Francuzów. COVID-19 pokazał, jak niebezpieczne jest posiadanie długiego łańcucha dostaw bez alternatyw. Na początku pandemii został zakłócony międzynarodowy przepływ osób i towarów, także pomiędzy krajami UE. Absolutnym szokiem dla Włochów było np. to, że Niemcy i Francja wprowadziły embargo na eksport pewnych towarów czy komponentów medycznych do Włoch, wtedy kiedy one tego najbardziej potrzebowały.

Być może są pewne sektory strategiczne, które należy chronić, takie jak rolnictwo, farmaceutyki, energetyka, gdzie nie możemy mieć wolnego rynku, ponieważ gdy przychodzi większy kryzys, państwa się zamykają.

Jakie są zatem granice wolnej wymiany handlowej? Być może są pewne sektory strategiczne, które należy chronić, takie jak rolnictwo, farmaceutyki, energetyka, gdzie nie możemy mieć wolnego rynku, ponieważ gdy przychodzi większy kryzys, państwa się zamykają. I wtedy te kraje, które naiwnie wierzyły w wolny rynek, w możliwość kupna pewnych strategicznych towarów, ich po prostu nie mogą kupić.

Są pewne kraje, które właściwie wpadły w pułapkę. Np. Egipt ma już od wielu lat taką nadwyżkę ludności, że sam nie może wytworzyć wystarczającej ilość żywności dla swoich obywateli. Jest na łasce wielkich światowych producentów pszenicy, ryżu, a gdy są szoki podażowe – Rosja, Ukraina, Tajlandia ograniczają eksport, bo muszą wyżywić swoich obywateli.

Powstaje jednak pytanie – czy w warunkach ukształtowanego wiele lat temu modelu współpracy międzynarodowej, który zmienił strukturę produkcji i rynku pracy, w szczególności w gospodarkach rozwiniętych, jest możliwe reaktywowanie tam pewnych, nawet ważnych gałęzi produkcji?

W przypadku krajów wysoko rozwiniętych relokacja wielu procesów produkcyjnych nie jest obecnie taka prosta, często wręcz niemożliwa z uwagi na jej koszty. Np. we Francji nie można było wytwarzać maseczek w trakcie pandemii, ponieważ okazało się, że nie ma szwaczek ani maszyn, bo po 2005 r. (wygaszeniu Multi-Fibre Agreement) już ostatecznie produkcja tekstyliów, oprócz wyrobów bardzo wyspecjalizowanych, została przeniesiona głównie do Azji. Wszystko trzeba było produkować metodami chałupniczymi. Z tych samych powodów jest nierealistyczne, aby zlokalizować tu produkcję np. komponentów elektronicznych czy maszyn biurowych – bo nie mamy już know-how, ani wykwalifikowanych robotników na miejscu.

Dochodzi przykładowo do takich sytuacji, że stocznia w Saint-Nazaire u ujścia Loary, która produkuje różne wyroby – od kondensatorów dla farm wiatrowych po olbrzymie statki wycieczkowe – gdy znajdzie nowe zamówienia, sprowadza masowo polskich czy rumuńskich pracowników na akord, np. spawaczy, bo we Francji brakuje tego typu ludzi. Paryż jest obecnie największym na świecie miejscem budowy przed igrzyskami olimpijskimi w 2024 r. Nie mają specjalistów w sektorze budownictwa, więc firmy sprowadzają pracowników z całej Europy i z Afryki Północnej.

Gospodarka strefy euro na drodze do normalności

Z uwagi jednak na szereg nowych ważnych zjawisk, które rozwinęły się jeszcze przed pandemią, pewne rodzaje wytwórczości będą miały charakter lokalny, czy regionalny. Mogę tu wymienić takie czynniki jak automatyzacja produkcji, polityka klimatyczna, dążenie do większego bezpieczeństwa produkcji. Te procesy już następują, a Europa jest tego najlepszym przykładem.

Jakie to procesy?

Postępuje robotyzacja i np. niektóre rodzaje towarów, przykładowo buty – tzw. „adidasy” – mogą być teraz robione przez roboty. Przenosi się zatem produkcję np. z Wietnamu, który dodatkowo teraz ma różnego rodzaju lockdowny związane z pandemią. Jeżeli chcemy mieć tak zorganizowaną produkcję, to zakład tych „adidasów” może być usytuowany blisko producenta robotów, czyli w kraju rozwiniętym. Z punktu widzenia firmy jest to bezpieczne rozwiązanie, bo kontrolujemy przepływ technologii, jest ochrona własności intelektualnej, jesteśmy blisko rynku konsumentów i szybciej możemy reagować na trendy modowe. Mamy też tańsze koszty transportu.

Jeżeli mówimy o przyszłych fabrykach mikroprocesorów w Europie – to tam właściwie będą roboty.

Jednym z efektów procesu automatyzacji może być to, że będą fabryki, w których nie będzie oświetlenia i obsługiwać je będą nie robotnicy a inżynierowie ze specjalistyczną wiedzą. Czyli możliwe jest przeniesienie tych procesów produkcyjnych, które uda się zrobotyzować, do krajów wysokorozwiniętych przy tworzeniu bardzo niewielu miejsc pracy. Jeżeli mówimy o przyszłych fabrykach mikroprocesorów w Europie – to tam właściwie będą roboty. Przy tego typu produkcji potrzebna jest duża przestrzeń, doskonałe połączenia logistyczne i wysoko wykwalifikowana siła robocza.

Kolejnym czynnikiem, niezwiązanym z pandemią, jest polityka klimatyczna i zmiany świadomości społecznej w krajach zachodnich. Przecież długie łańcuchy dostaw wiążą się z dużą emisją gazów cieplarnianych, z produkcją w krajach, które mają niskie standardy w tym zakresie. I tu takie polityki, jak wprowadzenie różnego rodzaju opodatkowania, np. podatku węglowego na granicach celnych, będzie bardzo sprzyjało przenoszeniu szeregu procesów produkcyjnych do Europy.

Do tego dochodzą inne ważne kwestie związane z zabezpieczeniem technologii firm zachodnich czy ochroną praw pracowniczych. Podam tu przykład Francji i pewnej firmy chińskiej, która zaproponowała bezpłatnie sprzęt komputerowy politechnice, która jest czołowym ośrodkiem badawczym. Pytanie – czy teraz Chińczycy wiedzą o badaniach tam prowadzonych? Dotychczasowa naiwność naukowców czy decydentów, często na szczeblach lokalnych, wobec takich działań jest zaskakująca.

Jak kraje Europy Środkowo-Wschodniej mogą wykorzystać te uwarunkowania?

Wszystkie te procesy są na pewno dla naszego regionu olbrzymią szansą. Jesteśmy częścią unii celnej, mamy jednolity rynek, podobne prawo, jesteśmy w miarę (relatywnie do innych krajów) stabilni. Jeżeli będzie utrzymany dobry klimat inwestycyjny, można liczyć na inwestycje związane z produkcją leków, mikroprocesorów, ale też tych strategicznych produktów, które nie są już i nie będą raczej produkowane w krajach wysoko rozwiniętych. To wymaga inteligentnej polityki przemysłowej i współpracy z partnerami z UE.

Jeżeli mówimy o produkcji mikroprocesorów, to dlaczego nie może być badań powiązanych z tą produkcją w Polsce, dlaczego wszystko ma być na Zachodzie? To jest dla nas impuls, być może wzrostowy w długim okresie, żebyśmy mogli się posuwać w górę na „drabinie” tych produktów, które nie tylko możemy wytwarzać, ale i tych, które możemy projektować.

Dlaczego nie jesteśmy obecni w niemiecko-francuskich inicjatywach wytwarzania nowych akumulatorów? Gdzie jest współpraca w sektorze aeronautycznym – tu stawialiśmy na Stany Zjednoczone? Dlaczego w dużych polskich miastach nie może być wielkich centrów badawczo-rozwojowych, związanych właśnie z nowymi technologiami wokół bardzo dobrych ośrodków akademickich? Mamy przecież niektóre z nich na przyzwoitym poziomie i potrzebujemy takich impulsów i kooperacji z partnerami europejskimi.

Teraz pytanie dotyczące obszaru bliskiego Panu – jako wykładowcy akademickiego i naukowca. Wielu psychologów i socjologów uważa, że jednym z istotnych kosztów pandemii jest obniżenie poziomu wiedzy przekazywanej i odbieranej w szkołach i na uczelniach. Są opinie, że zdalne seminaria naukowe obniżają poziom dyskusji i efektywność badań naukowych. Jakie są Pana doświadczenia w tym zakresie?

Przede wszystkim pandemia wykazała zarówno ze strony studentów, wykładowców, jak i badaczy, że interakcje typu face-to-face są bardzo ważne. W warunkach nauki on-line wszystko odbywa się zdecydowanie wolniej, jest też problem z koncentracją studentów.

Długofalowe skutki zamykania szkół

Pokazano już naukowo, że wśród studentów, którzy mają naukę zdalną, nastąpiła olbrzymia dyspersja wyników. Najsłabsi nie potrafili sobie poradzić, najlepsi skorzystali na tych zmianach. Nastąpiło tu zwiększenie nierówności. Np. we Francji to był jeden z powodów, dla którego, oprócz konsekwencji makroekonomicznych, zdecydowano się za wszelką cenę utrzymywać otwarte szkoły, ponieważ najbiedniejsi nie mieli możliwości kontynuowania nauki. Jakość nauczania, z uwagi na liczne przerwy, pobłażanie nauczycieli i brak właściwego oceniania pracy uczniów, prawdopodobnie obniżyła się. We Francji ważny problem niedopasowania wiedzy i umiejętności pracowników z oczekiwaniami pracodawców w najbliższych latach może się pogłębić.

Egzaminy on-line różnego rodzaju są zdecydowanie jakimś ponurym żartem. Próbowaliśmy różnych sposobów, ale nie ma metod, które wyeliminują oszustwa, można je jedynie zminimalizować; studenci bowiem są bardzo kreatywni. Egzaminy zdecydowanie powinny być przeprowadzane w kontrolowanym pomieszczeniu.

Nowe technologie dają jednak bardzo interesujące możliwości. Nagrywanie na wideo pozwala na naukę w trybie zindywidualizowanym. Studenci mogą wielokrotnie prześledzić zajęcia i zrozumieć trudne kwestie. W trakcie zajęć można przeprowadzać różnego rodzaju szybkie testy, czy dany fragment wykładu został zrozumiany. Bardziej efektywne jest także przekazywanie różnego rodzaju materiałów i praca w grupach.

Powstaje pytanie – co jest w takim nauczaniu wartością dodaną? W mojej opinii pewna część wykładów mogłaby być przeprowadzana on-line, a część w trybie face-to-face, gdzie jest możliwe dostosowanie zajęć do potrzeb poszczególnych osób. Tu jest wartość dodana wykładowcy, chociaż jest to bardzo pracochłonne.

Jeżeli chodzi o pracę naukową, to nie ma tu widocznej korelacji pomiędzy obecnością na konferencjach różnych naukowców a historią ich publikacji, co było zauważane już przed pandemią. Wiele konferencji będzie nadal organizowane na pewno on-line. Tu mamy korzyści skali, bo kiedyś te najważniejsze seminaria naukowe miały zamknięty krąg uczestników, a teraz tysiące ludzi ma dostęp do tematów, które się tam podnosi. To pomoże rozszerzyć dyfuzję wiedzy i sprawić, że konkurencja w sektorze wiedzy jeszcze wzrośnie.

Nie jest łatwo przedyskutować pewne elementy na Zoomie czy na Skypie – nie można podejść do tablicy, nie można w przerwie na kawę porozmawiać o projekcie.

Mam jednak takie wrażenie, że powstaje mało nowych projektów, nawet pomiędzy badaczami, którzy są w ustabilizowanych grupach badawczych, ale są odlegli od siebie i nie mogli się spotykać face-to-face. Nie jest łatwo przedyskutować pewne elementy na Zoomie czy na Skypie. Jest to obserwacja czysto anegdotyczna – np. nie można podejść do tablicy, nie można w przerwie na kawę porozmawiać o projekcie.

A jak te nowe formy pracy, także naukowej, wpłyną na innowacyjność gospodarki?

Są na ten temat różne oceny. Mamy takiego optymistę jak Nicholas Bloom z Uniwersytetu Stanforda, który mówi, że praca zdalna zwiększa satysfakcję pracowników, a ponieważ oferuje większą elastyczność, to będzie lepsza dla pracownika. Jednak studia, które na razie istnieją w tym zakresie, dotyczą doświadczeń zawodów bardzo prostych, jak np. pracowników call centers, dyspozytorów.

Pojawiają się nowe badania oparte na kontrolowanych eksperymentach typu RCT (ang. randomized control trial), ale my nie wiemy, jaki będzie wpływ tych nowych form organizacji pracy na innowacyjność w długim okresie. Tu bym był bardziej sceptyczny. Docierają do mnie różne sygnały z przedsiębiorstw na temat przygotowania nowych pracowników w sektorach, które wymagają wysoko wykwalifikowanej siły roboczej, że pandemia drastycznie obniżyła ich uczenie się w pracy.

Zatem, jeżeli ktoś ma indywidualne, proste zajęcie – to tu praca zdalna może być dobrym rozwiązaniem, niezależnie od tego, czy można to kontrolować zdalnie, czy nie. Natomiast dla kreatywnych pracowników, którzy teraz stanowią gros wartości dodanej w przedsiębiorstwach, takie rozwiązania mogą być trudne i niemożliwe do osiągnięcia.

Są pewne elementy, które być może warto utrzymać, mieć jeden, dwa, trzy dni pracy zdalnej, część zadań „standardowych” wykonuje się wtedy efektywniej. Sondaże pokazywały, że w przypadku części pracowników, którzy nie mieli dzieci, a dobre warunki pracy, czyli dużo przestrzeni i dobry dostęp do komputera – produktywność ich pracy wzrosła.

Potrzebne są tu zatem pogłębione badania.

 

Tomasz Michalski (Ph.D., Columbia University 2006; HDR IP Paris 2021) jest profesorem nadzwyczajnym w HEC Paris Business School. Był także pracownikiem naukowym Narodowego Banku Polskiego (2001-2006) w Departamencie Analiz Makroekonomicznych i Strukturalnych. Prowadzi badania dotyczące międzynarodowej ekonomii i finansów (zwłaszcza zagadnień związanych z handlem międzynarodowym, bankowością i kursami walut), geografii ekonomicznej (struktury miast i przestrzennej organizacji produkcji) oraz teorii kontraktów. Publikował m.in. w Journal of International Economics, Journal of Financial Economics, Review of Economics and Statistics czy Review of Financial Studies. Strona: https://sites.google.com/hec.fr/tomasz-michalski/home.

Profesor Tomasz Michalski

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Cyfryzacja przedsiębiorstw w czasie pandemii COVID-19

Kategoria: Trendy gospodarcze
Pandemia przyspieszyła transformację cyfrową, która stała się integralną częścią społeczeństwa oraz przetrwania europejskich i amerykańskich firm. Unia Europejska pozostaje jednak w tyle za Stanami Zjednoczonymi pod względem cyfryzacji przedsiębiorstw.
Cyfryzacja przedsiębiorstw w czasie pandemii COVID-19